Praca z kadrą

Z jakiej gliny?


Często, gdy myślimy o kadrze kształcącej, trenerach, mentorach, opiekunach prób na stopnie instruktorskie, traktujemy ich tak, jakby wszyscy ulepieni byli z tej samej gliny. Czy aby na pewno tak jest?

By móc uczciwie ocenić, czy ktoś jest dobrym kształceniowcem, trzeba określić kryteria związane z oczekiwaniami i wymaganiami, jakie mu stawiamy. Na potrzeby niniejszego artykułu zadowolę się prostym podziałem na kompetencje merytoryczne i trenerskie. Wykonując kombinacje posiadania przez kogoś (bądź nie), jednej, drugiej lub obu kompetencji, z łatwością przywołuję z pamięci przykłady trenerów, wykładowców, kształceniowców, z którymi dane mi było spotkać się na dotychczasowej drodze instruktorskiej. Dziś spróbuję podzielić się z Wami moimi na ten temat przemyśleniami.

Rzadko zdarza się, że osoba, która zajmuje się szkoleniem, nie ma żadnej z wymienionych wyżej kompetencji – nie posiada dostatecznej wiedzy i do tego nie wie, jak ją przekazywać. To przypadek ekstremalny i jeśli kiedykolwiek zdarzyło się Wam spotkać na swojej drodze taką osobę w roli kształceniowca, współczuję takiego przykrego doświadczenia. Normą, oczywiście, powinno być, że osoby zajmujące się kształceniem mają zarówno wiedzę na dany temat, jak i odpowiedni warsztat trenerski, żeby ją przekazać. Niestety, nie zawsze tak jest.

Mistrz bez języka

Tak nazwałem najczęściej spotykany przeze mnie typ szkoleniowca. To osoba, która osiągnęła mistrzowski poziom wiedzy. Świetnie opanowała poruszaną materię (niezależnie od tego, czy są to kwestie programowe, finansowe, organizacyjne, ale też z pierwszej pomocy czy nawet pionierki harcerskiej) i potrafi rozwiązywać skomplikowane zagadnienia z danej dziedziny. Jest w niej ekspertem, autorytetem. Ma jednak jedną wadę – nie potrafi przekazać tej wiedzy. Powodów takiego stanu rzeczy może być wiele – od prozaicznych, jak trema czy niechęć do występowania przed publicznością, po trudniejsze do pokonania – jak wada wymowy. Czasem chodzi o brak charyzmy, a częściej o stawianie barier komunikacyjnych przez samego prowadzącego.

Jakie to bariery? Bardzo często zbyt fachowy bądź specjalistyczny język, który jest niezrozumiały dla wybranej grupy odbiorców. Inna bajka, gdy słownictwo jest zbyt infantylne, zbyt proste, co bywa po prostu irytujące dla odbiorców. Spotkałem na swojej drodze takich kształceniowców – po niektórych można było poznać, że przyszli na zajęcia, bo nie było nikogo innego. I choć starali się, jak mogli, jednak ich praca nie była ani porywająca, ani pouczająca. Zupełnie innym przeżyciem było spotkanie „sowy mądralińskiej”, która przyszła na zajęcia szpanować swoją wiedzą, ale kompletnie nie wiedząc, w jaki sposób ją przekazać, w związku z czym samozachwyt nad swoją doskonałością podlewany był obficie frustracją z powodu braku zrozumienia materii przez uczestników. Tak to jest – nie wystarczy mieć wiedzę, żeby być dobrym nauczycielem, znać język obcy, żeby być tłumaczem, czy grać w piłkę, żeby być dobrym trenerem – potrzebny jest warsztat, który pozwoli skutecznie przekazać konkretną wiedzę i umiejętności.

Pięknousty

Po drugiej stronie barykady jest kształceniowiec, który ma fantastyczny warsztat szkoleniowy, niezgorszą aparycję, wymowę, świetnie dobiera formy pracy i środki stylistyczne, by budować naprawdę angażujące wypowiedzi. Ma jednak jedną, ale kluczową wadę – nie wie, o czym mówi. Rozpoznać taki typ szkoleniowca jest niestety trudno, bo musi minąć kilka minut prowadzonego warsztatu czy kursu, a słuchacz musi mieć wiedzę chociaż minimalnie szerszą niż taki prowadzący. Początek zawsze jest piękny – prowadzący potrafi oczarować widownię, zaangażować ją, zmotywować – ale nagle okazuje się, że gdyby zweryfikować każdą podaną przez niego informację, to okazałoby się, że uczestnik ma do czynienia ze stekiem bzdur (a przynajmniej z fantazjami prowadzącego), a nie z rzetelną wiedzą. Kilka razy zdarzyło mi się brać udział w zajęciach takiego szkoleniowca – nie należało to do przyjemnych doświadczeń, gdyż zwyczajnie wiązało się z poczuciem straconego czasu i ciągłą, nieodpartą chęcią wejścia w dyskusję i powołania się na aktualny stan wiedzy. I czasem trzeba wejść w słowo, co jest trudne, bo jak tu publicznie kwestionować wiedzę zewnętrznego wykładowcy lub członka komendy kursu… Gorzej, gdy jako uczestnik nie masz wiedzy, żeby zweryfikować pozyskiwane w czasie zajęć informacje, co skutkuje tym, że bazujesz w swojej dalszej służbie instruktorskiej na fałszywych bądź przekłamanych informacjach.

Syntetyczny

Mamy w końcu syntetyczny typ kształceniowca. To osoba, która rozwija jednocześnie kompetencje merytoryczne, jak i trenerskie. Nie ma reguły, czy którąś z nich trzeba zająć się wcześniej, ale co do zasady spotkać częściej można ludzi, którzy najpierw nabyli doświadczenie w swoim obszarze merytorycznym, a dopiero potem wyćwiczyli w sobie zdolność do skutecznego opowiadania o tym i przekazywania swojej wiedzy.

Wyćwiczyli? Czyli nie trzeba się z tym urodzić? Oczywiście że nie! Aby się tego nauczyć, należy zadbać o trzy aspekty rozwijania swoich kompetencji trenerskich, a są to: podstawy teoretyczne dotyczące dydaktyki osób dorosłych, bazowanie na dobrym wzorcu (przy jednoczesnym oglądaniu i ocenianiu w swojej głowie mnóstwa innych wzorców) oraz praktyka. Ale praktyka prowadzona świadomie, kiedy trener wie, że stosuje konkretną technikę celowo i z rozmysłem, a nie tylko dlatego, że intuicja tak podpowiada. To jak z porównaniem pracy aktora-naturszczyka i aktora z solidnym warsztatem, popartym szkołą i doświadczeniem aktorskim. Obu ogląda się przyjemnie, ale z drugim z nich możesz więcej. Oby tak zawsze było na warsztatach, kursach, konferencjach ZHP.

0 0 votes
Article Rating
Jacek Grzebielucha
harcmistrz | Chorągiew Gdańska | Wydział Pracy z Kadrą GK ZHP
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments