Niejednokrotnie od instruktorów obserwujących coraz bardziej ekspansywną działalność Ruchu Programowo-Metodycznego „Ręka metody” słyszałem wątpliwości, pytania: co to za metoda? skąd się wzięła? czy można ją stosować, jeżeli jest nieoficjalna? A nawet: czy nie powinno się zdelegalizować tego RPM, skoro propaguje metodę „nie taką”, „nielegalną”, bo inaczej sformułowaną niż w Statucie ZHP? Poprosiłem więc o rozwianie wątpliwości jedną z instruktorek kształceniowych tego ruchu. Z pewnością znajdziemy w jej tekście odpowiedzi na podstawowe pytanie o pochodzenie „ręki metody”. A czy jej propagowanie „miesza w głowach”, „robi chaos”, czy przeciwnie – pomaga w głębszym zrozumieniu metody harcerskiej, dojściu do jej istoty? Cóż, na to pytanie odpowiedzi mogą być różne…
redaktor naczelny CZUWAJ
Jeśli myślisz, że BP, odkrywając skauting, nazwał cechy i elementy metody, to muszę cię rozczarować. Co więcej, nie zrobił tego nawet Andrzej Małkowski. Kto zatem stoi za aktualnym statutowym opisem metody harcerskiej? Czy nie pochodzi on od źródeł? I jak traktować – zdawać by się mogło – heretyckie opisy, takie jak ręka metody, która przecież nie jest statutowa? Odpowiedzi na te i inne pytania znajdziesz w poniższym artykule. Zapraszam, ad fontes!
Baden-Powell podkreślał, że nie wynalazł skautingu, a odkrył go. Połączył różne puzzle w jedną układankę. Składały się na nią m.in. myśli Epikteta, zakonów średniowiecznych rycerzy, północnoamerykańskich Indian czy też Setona, ale również pomysły samego BP. Metodę pracy z chłopcami opisał w sposób wielce praktyczny, bez patosu, podając konkretne przykłady i inspirując do działania wychowawców na całym świecie, w tym również Polaków. Andrzej Małkowski przetłumaczył jego książkę – wkrótce potem odbywają się pionierskie kursy instruktorskie w Skolem, zakładane są pierwsze drużyny. I o ile polskie harcerstwo zaczerpnęło w swojej warstwie ideowej z tożsamości takich organizacji, jak „Sokół”, „Eleusis” czy „Zarzewie”, to w kwestii metody oparło się zdecydowanie na metodzie skautowej BP, wprowadzając jedynie kosmetyczne zmiany i dodając na starcie polskie nazewnictwo. Gdzie więc na tym etapie pozytywność, naturalność i cała spółka? Czy więc metoda była wtedy inna? Absolutnie nie. Wszystkie cechy i elementy, które znajdujemy w dzisiejszym opisie metody, były w niej obecne. Z tą różnicą, że bardziej stosowane w praktyce niż opisywane w teorii (a mam poczucie, że dzisiejsze czasy są dokładnym tego przeciwieństwem). To niczym gotowanie naszych babć i mam, które nie potrzebują przepisu, żeby przygotować dania rodem z Master Chefa. A gdy spoglądam na swoją półkę z książkami kucharskimi, to momentalnie przypominam sobie, na jakim etapie kulinarnym znajduję się ja… Bez przepisu ani rusz! Znaleźli się więc i tacy, którzy mieli potrzebę spisać „przepis na harcerstwo”.
Wracam więc do pytania: kto opisał metodę harcerską? Otóż zrobiły to kobiety – instruktorki! W latach 30. istniała i prężnie działała w ZHP Szkoła Instruktorska Harcerstwa Żeńskiego na Buczu, która zachwycała poziomem swoich kursów. Jej sztandarowym działaniem były kursy podharcmistrzowskie, których odbyło się aż 37. Każdy z nich stawiał mocno na samokształcenie oraz wymianę doświadczeń i wypracowywał materiały metodyczne (np. projekty sprawności). Mnogość doświadczeń, obserwacji i mądrych przemyśleń doprowadziła do konferencji instruktorskiej, na której instruktorki szkoły – pod niepodważalnym przywództwem hm. Ewy Grodeckiej – opisały metodę. W słowa opis ten ubrała Grodecka w opracowaniu „O metodzie harcerskiej i jej stosowaniu”. Konieczna lektura dla każdej instruktorki i każdego instruktora! I niech nie zniechęci was pozornie trudny i naukowy język, tak różny od tego z „Rzeki” czy „Tropem zastępu Żurawi” tej samej autorki. Nie pożałujecie!
Co zrobiła w tamtym czasie męska część harcerstwa? Ano przejęła opis stworzony na Buczu. Był bowiem dokładny, sumiennie napisany, trafiony i rzetelny. Po cóż więc było wyważać otwarte już drzwi?
W Szarych Szeregach organizowano także kursy podharcmistrzowskie w „Szkole za lasem”, których twórcą był hm. Jan Rossman. Było to bardzo efektywne kształcenie, oparte na zaufaniu i bliskiej relacji między kursantami a kadrą kształcącą. Przyszło im działać w trakcie wojny, toteż brak możliwości wręczenia uczestnikom kursu jakichkolwiek materiałów zmusił instruktorów szkoły do wspięcia się na wyżyny kreatywności i metod mnemotechnicznych. Padło na dłoń – wspomnianą już rękę metody. Genialność tego pomysłu (bowiem dłoń to coś, co przecież jest zawsze z nami) potwierdza tzw. metoda dłoni współczesnych psychologów pamięci i neurodydaktyków. Na ręce metody znalazły się te elementy, które są absolutnie niezbędne (a przy tym nie aż tak intuicyjne), aby zaistniało dobre harcerstwo. Ruch, dobrowolność, system zastępowy, współdziałanie i współzawodnictwo, wzajemność oddziaływań, pośredniość oraz stopniowanie trudności – trudno się nie zgodzić z wyborem sprzed niemal 80 lat… Dodatkowym atutem pomysłu ręki było pokazanie, że jedynie wszystkie elementy metody współdziałające razem przyniosą pożądany efekt. W innym przypadku to niczym próba podniesienia ciężkiej rzeczy jednym bądź dwoma palcami. Możliwe?
Po trudnych dla harcerstwa latach, gdy walka o metodę zdawała się być drugorzędną, nastąpił czas wielkich przemian, powrotu do korzeni. Podczas XXVIII Zjazdu ZHP w 1990 r. został uchwalony statut, zawierający opis metody harcerskiej. Bazowano na tekście Grodeckiej i nadano mu charakter zapisu formalnego, występującego w dokumentach. Tak nasza metoda uzyskała 4 elementy i 6 cech. Czy nie miała ich wcześniej w latach 20, 30 czy 40? Oczywiście, że miała. Nazwanie ich w sposób dobitny i konkretny pokazało jednak kierunek, w jakim musi iść polskie harcerstwo, by marzyć o odbudowie. Bo postawienie na metodę zawsze jest krokiem w dobrą stronę!
I dziś postawmy na metodę. Drogą donikąd są bowiem niekończące się analizy, nieustanne szukanie na siłę nowoczesnych rozwiązań czy – o zgrozo – działanie bez celu. Pięć lat temu gronu instruktorów, którzy chcieli zmienić choć kawałek naszego harcerskiego świata na lepsze, zamarzyło się wrócić ad fontes. Pokazać, że metoda jest niezmienna, żywa, aktualna, dynamiczna, odpowiadająca na nasze potrzeby. Że nie jest sztywnym zbiorem 6 cech i 4 elementów. Jest czymś więcej… Stąd ręka metody. To pokazanie, że można o metodzie myśleć szerzej, wchodzić głębiej, szukać u źródeł właśnie i czerpać z ich mądrości. To znak, że te 7 elementów na ręce – tak często zapomnianych, jak choćby ruch rozumiany jako przyroda (szczególnie tam, gdzie harcerstwo jest świetlicowe lub flipchartowe) czy ruch w znaczeniu naszej magii wspólnoty (szczególnie tam, gdzie organizacja i jej struktura przysłania nam nasz cel i wspólnotowość) – są kluczem do rozwiązania wielu naszych problemów. I wreszcie – to symbol, że wystarczy spojrzeć na swoją dłoń, by przypomnieć sobie, gdzie znajdę odpowiedź na pytanie: JAK. Oczywiście zaraz po tym, gdy odpowiem sobie na pytanie: PO CO.
Zachęcam, by nas bardziej poznać – najlepiej przeżywając lub budując z nami kurs. Zawsze na łonie przyrody. Zawsze wchodząc głębiej i szukając sensu. Zawsze z ręką metody harcerskiej i gotowością na to, co nowe. Zapraszam do naszej instruktorskiej wspólnoty: www.rekametody.pl/dolacz-do-nas.
CZUWAJ 6-7/2019
Mi namieszała.
O zgrozo „skończyłem” jako drużynowy 😉
A tak odrobinę poważniej.
Absolutnie jestem pewien, że sposób na prezentowanie metody harcerskiej w działaniu jest nie tylko łatwy „w przyswajaniu” ale co najważniejsze pobudza do poszukiwania jej istoty i przekładania w działaniu.
Świetnie napisane. Dobrze wytłumaczone. ?