Praca z kadrą

O kształceniu i kształtowaniu drużynowych

Wielu instruktorów mówi coraz głośniej o kryzysie skuteczności wychowawczej drużyn w ZHP. Przyczyn tej sytuacji jest wiele i prawdopodobnie można by je długo wymieniać. Nie jest żadnym sekretem, że mamy w drużynach coraz słabszą i gorzej przygotowaną do funkcji kadrę. Stąd dyskusja o kształceniu, skupiająca się jednak przede wszystkim, nie do końca zasadnie, na kwestii kursów instruktorskich. Kształcenie jest bowiem procesem rozpoczynającym się na długo przed uczestniczeniem kandydata na drużynowego w kursie i kontynuowanym jeszcze długo po jego ukończeniu.

Drużynowy ma bardzo wymagającą rolę. Powinien mieć harcerskie wyrobienie i być człowiekiem o wysokim morale. To dzięki silnemu uwewnętrznieniu harcerskiego kanonu wartości, konsekwencji i prawdziwości czynów, o których mówił Stefan Mirowski, drużynowy poprzez swój osobisty przykład może najsilniej oddziaływać na harcerzy.

Drużynowy musi zrozumieć, że wszystko, co zrobi, może wywrzeć wpływ na dalsze losy powierzonego jego opiece dziecka. Zrozumieć, że jego czyny i zaniechania – te dotyczące bezpośrednio harcerzy, ale i zwykłe, codzienne zachowania, które wychowankowie obserwują i którymi przesiąkają, kształtują ich osobowość.

Drużynowy nie musi mieć doktoratu ani nawet wyższego wykształcenia, ale musi reprezentować wysoki poziom intelektualny. Musi rozumieć proste mechanizmy psychologiczne i pedagogiczne, a także umieć przeprowadzić analizę pracy drużyny, sformułować na jej podstawie cele wychowawcze i zaplanować pracę, która te cele zrealizuje.

Wreszcie – funkcja drużynowego wymaga głębokiej motywacji i gotowości do poświęcenia. Kandydat na drużynowego musi wiedzieć, że podejmuje duże i ważne zobowiązanie. Musi wiedzieć, że funkcja drużynowego to nie przygoda na rok. Ba, drużynowy, który na starcie deklaruje się „góra na dwa lata”, w moim odczuciu jest kartą, której nie warto obstawiać vabank. Bo przecież jeśli drużynowy miałby traktować swoją rolę tylko jako niezobowiązującą przygodę, ostatnią z pozycji na liście priorytetów – czy moglibyśmy się dziwić, że sami harcerze bycie w drużynie potraktują jak jedno z wielu zajęć pozalekcyjnych? Drużynowy musi mieć w sobie gotowość do poświęceń większych niż te, których spodziewa się, obejmując funkcję. Zobowiązuje się przecież wychować następcę, a czasem los potrafi być przewrotny i bywa tak, że zrobiliśmy wszystko, co było trzeba, a następcy w chwili, kiedy chcielibyśmy przekazać mu drużynę, brak.

Proces kształtowania takiego drużynowego rozpoczyna się w chwili, gdy ten po raz pierwszy przywdziewa mundur i siada w harcerskim kręgu. Wspomniane już wyżej wyrobienie i prawdziwie harcerska postawa nie pochodzą z weekendowych szkoleń ani nawet dwutygodniowego kursu w głębi lasu. To od jakości przebytej harcerskiej drogi, od harcerskiego wychowania zależy w największym stopniu, czy dla kandydata na drużynowego Prawo Harcerskie jest drogowskazem na co dzień i czy w jego codziennej praktyce bagaż jego harcerskich doświadczeń uczynił oczywistymi braterstwo, służbę i pracę nad sobą.

Modelowy proces kształcenia rozdzielić można na trzy etapy. Pierwszy z nich to praktyczne przeżywanie dobrego harcerstwa, zarówno w charakterze zwykłego członka drużyny, jak i z czasem funkcyjnego. To w tym czasie wykształca się harcerska postawa, przyjęcie harcerskich wartości za własne, a także mimowolne obycie i przyzwyczajenie do dobrych wzorców metodycznych. Na tym etapie także dokonują się wybory dalszej harcerskiej drogi, bo przecież nie każdy, kto ma dobre serce i z radością przeżył harcerską przygodę, odnajdzie swoje miejsce w służbie instruktorskiej jako wychowawca.

Etap środkowy to punkt zwrotny, który najczęściej następuje w okolicy kursu instruktorskiego. To moment, w którym dokonuje się refleksja nad własnym wcześniejszym przeżyciem. Moment uświadomienia sobie, ułożenia w głowie, że to, co robił z moją drużyną przed laty mój drużynowy, to faktycznie nie był zbiór przypadkowych zachowań, że jego działania były wpisane w klucz metody harcerskiej.


Kandydat na instruktora poznał harcerski system wychowawczy lata temu i długo w nim uczestniczył, więc gdy nastąpi ten moment, że go zrozumie – rozpoczyna etap trzeci. To etap świadomej praktyki pod okiem mistrza – drużynowego, który go wspiera w prowadzeniu jednostki czy jako opiekun próby. To także etap, kiedy można utrwalić uzyskane w czasie kursu instruktorskiego kompetencje i zdobyć wychowawcze szlify, mając za plecami czuwającego nad wszystkim opiekuna.

W moim środowisku od wielu lat udaje się nam w ten sposób kształcić kadrę. W ubiegłym roku dwie z trzech jednostek mojego szczepu zostały przekazane w nowe ręce. Pierwsza z nowych drużynowych jeszcze przed założeniem granatowego sznura otworzyła próbę na stopień podharcmistrzyni, druga wkrótce po objęciu funkcji rozpoczęła planowanie tej próby. Najważniejsze jednak jest to, że obie miały okazję pełnić funkcję przybocznej w jednostkach prowadzonych przez dobrych drużynowych i to nie rok czy półtora, ale przez pełne trzy lata.

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie zawsze tak jest. Nie należy do rzadkości obejmowanie funkcji drużynowego po pierwszym etapie, kiedy jedyne, co mogą oni robić, to intuicyjnie powielać wzorce pozostawione przez poprzedników (pół biedy, jeśli były to wzorce dobre). Jeszcze częściej drużynowym zostaje wędrownik prosto po kursach, którego może nawet skutecznie pchnięto ku refleksji o wychowawczym charakterze pracy instruktora, ale nie pozwolono mu okrzepnąć i zdobyć szlifów w praktycznym działaniu.

Udział środowiska w procesie kształcenia jest nie do przecenienia, bo choć możemy próbować zaszczepić harcerską postawę w trakcie kursu, choć możemy próbować przekonać kursanta, że służba jest nieodłączną częścią harcerskiego życia, albo próbować sprawić, by poczuł ducha działania w zastępie, to wszystkie te próby są jedynie protezą.

Nie chciałbym, aby te słowa ktokolwiek odczytał jako torpedowanie jego kształceniowych starań. To dobrze, że świadomi kształceniowcy próbują taką protezą uzupełniać harcerskie braki przyszłych instruktorów. Jest jednak tak, że wielu drużynowych albo liderów harcerskich środowisk nie czuje na sobie odpowiedzialności, że to przede wszystkim od nich, a nie od prowadzących kursy zależy, czy ich następcy będą dobrymi instruktorami. Porzućcie, proszę, myślenie, że „na kursie wszystkiego nauczą”. Kandydat na instruktora najwięcej nauczy się w trakcie codziennej harcerskiej pracy w swoim środowisku. Trzeba cały czas o tym pamiętać.

 

CZUWAJ 6-7/2019
5 1 vote
Article Rating
Mateusz Chmielewski
podharcmistrz | komendant szczepu „Rzeka” oraz instruktor ZKK w Hufcu ZHP Warszawa-Żoliborz
Subskrybuj
Powiadom o
guest
1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Magda
Magda
4 lat temu

To jest b.dobrze napisane!!! Takiej świadomości nam w ZHP b.potrzeba.