W swoim tekście wprowadzającym do tematu numeru grudniowego „Czuwaj” (12/2018) pod jednoznacznie brzmiącym tytułem „Trudne sprawy” zadałem sobie i czytelnikom między innymi takie pytanie: Kiedy przestaniemy zachłystywać się sukcesem Nieprzetartego Szlaku i zrobimy coś dla autentycznego włączenia dzieci z niepełnosprawnością do naszych drużyn?
Jakiś czas potem, po udostępnieniu tego tekstu na FB, pewien członek Rady Naczelnej napadł na mnie (słownie, rzecz jasna), oburzony tym właśnie pytaniem jako publicznym podważaniem przeze mnie 60-letniego dorobku Nieprzetartego Szlaku. Cóż, myślę, że ci, którzy mnie znają i mają świadomość, czym się zajmuję w pozaharcerskim życiu, doskonale wiedzą, że z pewnością nie trzeba mnie uczyć wrażliwości na sprawy osób z niepełnosprawnością. Wykorzystam więc tę sytuację jako pretekst, aby napisać szerzej, o co mi chodziło, ponieważ sprawa jest niezwykle ważna. Przynajmniej moim zdaniem.
Zacznę jednak od tego, żeby była jasność, że Nieprzetarty Szlak jest czymś wyjątkowym w skali świata, że dobroć, która się dzięki niemu wydarzyła przez jego 60 lat – jest nie do przecenienia! Mam nadzieję, że nie ma w naszym Związku instruktora, który miałby w tym względzie jakiekolwiek wątpliwości. A jeśli jest, to – jak sądzę – wynika to po prostu z nieznajomości NS-u i wpisuje się w powszechny współcześnie styl rozmów typu „nie wiem, nie znam się, ale się wypowiem”…
Zatem o co mi chodziło? Ano o to, że niewątpliwy sukces Nieprzetartego Szlaku nas jako organizację… rozleniwił. Jeszcze inaczej: dał nam alibi, rozgrzeszenie – mogliśmy poczuć się dobrze (przecież tyle dobrego robimy dla dzieci z niepełnosprawnością, dajemy im szansę uczestnictwa w harcerstwie) i – co gorsze – mogliśmy mieć także poczucie, że NS załatwia nam problem otwartości Związku na niepełnosprawność. Tymczasem problem nie jest wcale załatwiony! Bo, owszem, mamy dobrze prowadzoną pracę wychowawczą z dziećmi – zuchami i harcerzami, które ze względu na swoją niepełnosprawność znajdują się w ośrodkach, uczą się w szkołach specjalnych. Ale co z dziesiątkami tysięcy dzieci z rozmaitymi niepełnosprawnościami czy zaburzeniami, które uczą się w zwykłych klasach bądź w klasach integracyjnych? One mogłyby być w naszych gromadach i drużynach, ale jest to trudne, a często po prostu niemożliwe, gdyż nie przygotowujemy drużynowych do pracy z nimi. Może nawet taki dzieciak przyjdzie na kilka zbiórek, ale dość szybko wypadnie – albo dlatego, że nie wytrzyma (bo nie jest traktowany w sposób do niego dopasowany, bo nie pomaga mu się znaleźć w nowej, trudnej sytuacji, wejść do nowej grupy), albo dlatego, że nie wytrzyma drużynowy (bo, bądźmy szczerzy, czasem jest mu ekstremalnie trudno z takim dzieckiem pracować).
Jakie mamy zatem wyjście? Przede wszystkim myślę, że trzeba myśleć o dzieciach z zaburzeniami zachowania, ADHD, zespołem Aspergera itd., które mogłyby być członkami naszych gromad i drużyn w oderwaniu od Nieprzetartego Szlaku, ponieważ to zupełnie inna grupa – przede wszystkim dlatego, że musi być w ZHP pod wychowawczym okiem nie kadry specjalistycznej, przygotowanej do pracy z dziećmi z niepełnosprawnością (tak jest najczęściej w NS), ale „zwykłych” drużynowych. Ale jak to zrobić w praktyce? Jak tych „zwykłych” drużynowych przygotować do tej trudnej pracy? Przyznam, że jeszcze nie wiem. Nawet zastanawiam się, czy to w ogóle możliwe. Ale wciąż o tym myślę – bo dopóki nie będę pewny, że to niemożliwe, nie da mi to spokoju.