Felietony O lepsze harcerstwo

Bogactwo

Jednym ze wspomnień z moich wczesnych harcerskich lat są liczne akcje zarobkowe, które dość wydajnie poprawiały stan finansów szczepu. Jako że na naszym terenie były Powązki Wojskowe, więc jedną z większych mobilizacji mieliśmy na przełomie października i listopada: sprzedawaliśmy znicze, prowadziliśmy parking. Będąc harcerzem, traktowałem to jako niezłą przygodę. Potem, stając się kadrą, zacząłem rozumieć coś więcej – że to ma zalety nie tylko czysto finansowe, lecz także wychowawcze. Jakie więc było moje zdziwienie, gdy dowiedziałem się, że to, co zawsze było problemem z akcją „parking”: które środowiska, a potem – które organizacje biorą które ulice, teraz już nie stanowi żadnego problemu. Dlaczego? Usłyszałem: – Bo nie ma chętnych, oni mają teraz kasę…

Gdy zostawałem komendantem hufca, mieliśmy niemałe długi. Wówczas część składek członkowskich pozostająca do dyspozycji hufca (dodam: dużego – ponad 1300 osób) to była kwota rzędu 8000–9000 złotych. To było dużo pieniędzy – wystarczyło na bieżące potrzeby i podstawowe działania budujące wspólnotę hufcową. Zaskoczyło mnie więc bardzo, gdy dowiedziałem się na początku tego roku, że mój hufiec wystąpił do Rady Chorągwi o ulgę w składce i że ją otrzymał. Przyznam, że poczułem się nieswojo – przecież stać mnie na opłacenie całej składki! Porozmawiałem z instruktorami z różnych chorągwi – ulgi w składkach to powszechność. – Dlaczego? – zapytałem. – Bo hufce mają teraz pieniądze.

Tak się też złożyło, że pierwsze lata mojego komendantowania w hufcu był to także czas, gdy rozkręcał się w Polsce mechanizm 1% podatku (w tym roku – 1,5%). Były z tego też niezłe pieniądze. Ale liczyło się coś jeszcze – była to dość dobra okazja do nawiązania kontaktu z rodzicami zuchów i harcerzy. I to się udało, pozytywne efekty widać zresztą do dziś. Ale znów pytam rozmaitych skarbników: – Jak teraz u was funkcjonuje 1%? Słyszę: – Właściwie to środowiska go nie potrzebują, są bogate. A poza tym przecież nie ma sensu konkurować z chorymi dziećmi czy biednymi pieskami w schronisku, prawda?

Słyszę też, że są minigranty w chorągwi, wystarczy złożyć wniosek i otrzyma się środki nawet na pojedyncze, drobne działania programowe. – I jak, są chętni? – pytam. – Nie, komu się chce bawić w jakieś wnioski dla głupich 300 czy 500 złotych…

Co łączy te wszystkie historie? Konkluzja, brzmiąca mniej więcej podobnie: jesteśmy bogaci, w hufcach jest teraz kasa. Słyszę też, że to wina ROHiS, bo nas rozleniwił, że po prostu w organizacji jest… za dużo pieniędzy.

Czy rzeczywiście? Aż strach pomyśleć, co to będzie, jak ROHiS się skończy (a kiedyś się skończy) – czy odzwyczajeni od zdobywania środków damy sobie radę?

Ale zostawmy pieniądze i popatrzmy szczerzej: co z akcjami zarobkowymi traktowanymi nie tylko jako źródło przychodów, ale przede wszystkim element programu wychowawczego drużyny? Co z 1,5%, ze składkami rozumianymi również jako element budowania więzi z organizacją i kształtowania u rodziców naszych wychowanków świadomości, ile jest warta nasza praca i że… ona też kosztuje?

Hmmm, może rzeczywiście jesteśmy bogaci, ale przez to nasze (może chwilowe) „bogactwo” chyba jednak tracimy coś ważnego. Może nawet coś bardziej wartościowego, choć trudnego do policzenia w monetach.

0 0 votes
Article Rating
Grzegorz Całek
harcmistrz | redaktor naczelny CZUWAJ | przewodniczący KSI przy GK ZHP
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments