Felietony Pół wieku

Wypadki, błędy i nasza odpowiedzialność

Na obozie ZHR straszna tragedia – utopił się 15-letni harcerz. Wokół tej tragedii rozpętała się burza medialna. Jak zwykle w takich sytuacjach wypowiadali się wszyscy – ci, którzy byli w harcerstwie, i ci, którzy do żadnej organizacji harcerskiej nie należeli; ci, którzy kochają jedną z naszych organizacji, i ci, którzy sparzyli się w kontaktach z harcerstwem i go po prostu nie lubią. I jeszcze odzywają się rodzice, którzy wysyłają (lub nie) swoje dzieci na obozy harcerskie. Można by było z internetu i artykułów prasowych wydobyć tyle ocen, że aż głowa mała. Zawsze jest mi przykro, że nasze społeczeństwo nie interesuje się nami jako wspaniałymi wychowawcami, lecz zajmuje się harcerstwem w przypadku takiego nieszczęścia.

Nie będę tu jednak snuł refleksji na temat tej tragedii, która na pewno nie powinna mieć miejsca. Zajmę się kilkoma trudnymi problemami, które wiążą się z harcerską działalnością.

Powiedzmy sobie wprost – na obozach harcerskich, tak jak w domach, na ulicy, nad morzem czy w górach, na wycieczkach szkolnych i w trakcie spacerów rodzinnych będą miały miejsce wypadki. Różne – większe czy mniejsze. Obóz harcerski nie jest miejscem wyjątkowym, wyłączonym przez siły wyższe z nieszczęśliwych zdarzeń.

Przykłady? Ot, wydarzenie sprzed kilkunastu lat z mojego hufca. Harcerze po zmroku wracają szosą do obozu. Zgodnie z przepisami idą kolumną, na końcu instruktorka świecąca do tyłu czerwonym światłem. Na kolumnę najeżdża pijany kierowca. Ani jednemu harcerzowi nic się nie stało. Instruktorka potrącona przez samochód umiera od odniesionych ran. Tragedia, o której prasa się nie rozpisuje. Wszak codziennie ktoś ginie lub jest ranny na szosie. A pijanych kierowców po Polsce jeżdżą setki.

I jeszcze inny wypadek – na zimowisku, które prowadziłem, w czasie gry terenowej harcerz złamał kręgosłup. Była noc, patrol miał dojść do miejsca, gdzie pali się ognisko. Harcerz postanowił wejść na drzewo, bo może z jakiejś wysokości zobaczy rozpalony ogień. Spadł z tego drzewa, bardzo nieszczęśliwie. Przyznał, że pierwszy raz w życiu wchodził na drzewo!

Dwa zupełnie różne wydarzenia. Dwa wypadki. Pierwszy – pijany kierowca, drugi – nieodpowiedzialny harcerz i jego patrol, który taką inicjatywę zaakceptował. Do obu wypadków mogło nie dojść, ale niestety miały miejsce w trakcie wyjazdów przez nas – harcerstwo – zorganizowanych. Zastanawiam się po latach, co zrobiliśmy niewłaściwie, czy można było tych wypadków uniknąć. Czy inne przepisy coś by dały? Czy należy zabronić harcerzom wracać szosą do obozu? Czy zabronić wędrownikom organizowania gier w nocy? Bo w wieku wędrowniczym byli harcerze biorący udział w grze. Zmiana przepisów (nie wolno chodzić po szosie, nie wolno w nocy organizować gier) nic by nie dała. Utrudniałaby nam pracę, ale i tak byłyby w organizacji inne wypadki. Takie jest nasze życie.

Popatrzyłem na stronę zhp.pl. To, że po tragicznej śmierci 15-latka znalazły się informacje o bezpieczeństwie na naszych obozach, o tym, że musimy troszczyć się o wychowanków, nie dziwi. Ale zauważcie, że przed akcją letnią pisano na ten temat na stronach zhp.pl kilkakrotnie. Bo o bezpieczeństwie, i tym fizycznym, i tym psychicznym piszemy, mówimy, kształcimy kadrę. Czy jednak jest coś do zmienienia, do poprawienia, do zmodyfikowania?

Na pewno nie wolno zrezygnować z niektórych ćwiczeń i realizacji zadań, które są wyzwaniem dla harcerzy. Dbanie o bezpieczeństwo naszych wychowanków nie może polegać na rezygnacji z tradycyjnych form pracy harcerskiej, na chowaniu ich „pod kloszem” – bo „coś złego może się zdarzyć” – a takie postawy daje się zaobserwować. Chodzi tu zarówno o posługiwanie się młotkiem, siekierą czy piłą, jak i ćwiczenie różnych umiejętności wymagających sprawności fizycznej, orientacji w terenie, wytrwałości… Ważne jest jednak, w trosce o bezpieczeństwo naszych wychowanków, by harcerce czy harcerzowi udzielić bardzo dokładnej instrukcji, w tym jak się tymi narzędziami posługiwać. I tyle. Ale czy unikniemy wypadków?

Dlatego jeszcze jedna opowieść. Pełnoletni harcerz, wcześniej uczestniczący w kilku obozach, wyrąbuje bardzo dobrą siekierą jakieś zarośla. Jest w pionierkach. To ważne, ileż to razy tłumaczyłem kadrze obozów i harcerzom, że posługując się siekierą, nie wolno pracować w klapkach. A u mojego harcerza siekiera odbija się od pieńka i ostrze trafia w stopę. Po chwili but jest pełen krwi. Jazda do szpitala, szycie (7 szwów)… Czy powinniśmy wobec tego zabronić wędrownikom, doświadczonym wędrownikom, pracy siekierą? Otóż nie. Bez obozowej pionierki nie ma harcerstwa, pionierka jest niezbędne w naszym procesie wychowania. Podobnie jak inne formy pracy.

Ale to, czego nam – kadrze nie wolno, to igrać z życiem i zdrowiem naszych wychowanków. Dla mnie wywieźć harcerza z zasłoniętymi oczami do lasu gdzieś 50 km od obozu, bez pieniędzy, tylko z butelką wody, i kazać mu wrócić do obozu w ciągu jednego czy dwóch dni, do tego dać mu jeszcze jakieś zadania do wykonania – to jest niedopuszczalne. To narażenie go na niebezpieczeństwo. Tysiąc razy takie zadanie harcerze wykonają, a przy zadaniu tysiąc pierwszym stanie się nieszczęście.

Oczywiście wszystko zależy od odpowiedzialności instruktora. Bo rozsądny instruktor w czasie próby niejedzenia umożliwi harcerzowi picie wody i gorzkiej herbaty. Głupek powie, że nie wolno ani jeść, ani pić. Mądry instruktor będzie wiedział, gdzie znajduje się szałas harcerza w czasie próby samotności. Ba, odwiedzi go w nocy i sprawdzi, czy harcerz jest bezpieczny. Instruktor wie, czy 13-latka może przejść w ciągu dnia 10, 20 czy 30 km. Wie też, kto może uczestniczyć w biegu harcerskim o długości 100 km, bo wcześniej przeszedł z harcerzami tak długą trasę. Normalny, odpowiedzialny instruktor będzie działał nie tylko zgodnie z rozlicznymi przepisami, ale także ze zdrowym rozsądkiem. To bardzo proste.

A za niedopuszczenie do wychowywania zuchów, harcerek i harcerzy przez osoby nieodpowiedzialne odpowiadamy my wszyscy – instruktorzy prowadzący kursy, warsztaty, członkowie KSI, komendanci hufców i członkowie komend, instruktorzy zatwierdzający programy obozów itd., itd. Bo musimy mieć mądrą kadrę. Dziś, jutro i pojutrze.

Adam Czetwertyński
harcmistrz | zastępca redaktora naczelnego CZUWAJ | Hufiec Warszawa-Praga-Południe