Wprawdzie definicji wolontariatu jest sporo, ale najpopularniejsza w literaturze, zwłaszcza naukowej, jest ta zawarta w ustawie o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie. Bardzo prosta. Wynika z niej, że wolontariusz musi działać: po pierwsze – ochotniczo i – po drugie – bez wynagrodzenia. I tyle, żadnych dodatkowych warunków.
Ta refleksja definicyjna przyszła mi do głowy, ponieważ w ostatnich miesiącach znów usłyszałem opinie, że instruktorzy ZHP… nie są wolontariuszami. Więc jak to – nie ochotniczo, nie bez wynagrodzenia? Nie, chodzi w tych opiniach o coś innego: oto instruktorzy harcerscy podobno nie są wolontariuszami, bo są kimś więcej, gdyż to, co robią, to coś więcej niż wolontariat – to służba. Służba zaś to wedle Słownika języka polskiego PWN „praca na rzecz jakiejś wspólnoty, wykonywana z poświęceniem”. A poświęcić się – idźmy dalej tym tropem słownikowym – to ni mniej, ni więcej, jak „oddać coś komuś lub jakiejś ważnej sprawie lub zrezygnować dla nich z kogoś, z czegoś”.
Aha, teraz już rozumiem: okazuje się, że poświęcenie jako immanentna część służby ma definiować nasz – harcerski, instruktorski – sposób działania. Nie jesteśmy wolontariuszami, ponieważ, owszem, działamy ochotniczo, ale nie tylko bez wynagrodzenia, lecz dużo więcej: z poświęceniem, czyli rezygnując dla harcerstwa z innych spraw, innych ludzi.
Kiedy o tym teraz myślę, to ogarnia mnie przerażenie: jak strasznie wciągające potrafi być harcerstwo, że dla niego chcemy rezygnować z ważnych spraw, ważnych ludzi. A może one przestają być dla nas ważne? Tak, jestem przerażony, bo poddanie się przekonaniu, że istotą działalności instruktorskiej ma być poświęcenie, to myślenie głęboko destrukcyjne! Z wielu powodów, ale skupię się tylko na dwóch.
Po pierwsze – to myślenie abstrahuje od rzeczywistych przyczyn angażowania się ludzi w wolontariat czy – szerzej – w działania na rzecz innych. A wiemy, że generalnie ludzie angażują się, gdy coś z tego mają. Niekoniecznie coś liczonego w złotówkach. To może być zdobyte doświadczenie, możliwość rozwijania się albo pracy w ciekawym zespole, ale też chęć bycia potrzebnym czy po prostu zwykła satysfakcja. Niezrozumienie tego ma przełożenie na pracę z naszą kadrą, na jej motywowanie i być może doskonale tłumaczy, dlaczego tak często przyjmuje się w zarządzaniu w ZHP, że zawsze można wymagać tego poświęcenia, że nie liczą się względy osobiste, indywidualna sytuacja i możliwości instruktora – że można wycisnąć go do ostatniej kropli. Wiemy, jak opłakane skutki to przynosi…
Po drugie – jeśli angażowanie się w działania harcerskie (takie na 100%, a takiego się zwykle oczekuje) rzeczywiście wymaga rezygnacji z czegoś lub kogoś, to robi się naprawdę groźnie, bo jest to myślenie szalenie destrukcyjne dla naszej kadry. I mamy na to, niestety, liczne przykłady. Bo czy nie znamy młodych instruktorów, którzy zawalili szkołę, gdyż ważniejsze było harcerstwo? Albo zrezygnowali ze studiów, których nie dało się połączyć z harcerstwem? Albo zrezygnowali z dobrej oferty pracy, która uniemożliwiłaby pojechanie na trzy tygodnie na obóz? A czy to nie straszne, że pojechanie na obóz z drużyną powoduje, że brakuje już czasu na wakacyjny wyjazd z partnerką lub partnerem, z własnymi dziećmi?
Boję się takiego harcerstwa, które w imię szczytnej idei, w imię służby powoduje rezygnację instruktorów z ważnych spraw, z myślenia o sobie czy swojej rodzinie. Wolałbym, abyśmy byli tylko wolontariuszami. Bo działanie ochotnicze i bez wynagrodzenie nie wyklucza przecież robienia czegoś rzetelnie, z najwspanialszych pobudek, nie wyklucza robienia wielkich rzeczy!
W punkt
Boję się o harcerstwo, które pomija służbę, które przekłada siebie ponad działanie zawarte w zobowiązaniu instruktorskim. Lekarze Bez Granic to też wolontariusze…
Myślę, że złoty środek mówiący o niezatracuniu siebie ale też o gotowości do poświęceń jest tym czego szukamy. Bez gotowych do poświęceń instruktorów, nie będzie harcerstwa.
Ślubujemy „całym życiem”, póki porywa nas to tak, że idziemy po przysłowiowej bandzie i mamy z tego satysfakcję, to może i poświęcenie nie jest tak wielkie?
Służba i poświęcenie to także odpowiedzialność. Dzięki nim podejmujemy działania, ratujemy jednostki, które by się rozpadły zamiast tworzyć swoje wymarzone od zera. To element spoiwa tej organizacji. ZHP to różnorodność, a to, to jest moje spojrzenie w tej dyskusji.
Nieeee, no to są imponderabilia…jak najbardziej słuszne, chociaż spodziewałem się artykułu o instruktorach biorących pieniądze za swoje funkcje, albo tych co biorą sobie kaskę boczkiem za organizację obozów przez fundacyjki żony, albo kuzynki. No trudno, może innym razem. Artykuł wstrząsnął mną. Czy na prawdę ktoś oczekuje od instruktorów rezygnacji z czegokolwiek w imię służby? Ze studiów? To piramidalna aberracja!!! Elementem służby jest praca nad sobą, to tak naprawdę istota służby instruktorskiej. Nie chodzi tylko o przykład (też), ale o to, że nie można być harcerzem i przedkładać dzialactwa nad samorozwój. To model iście komsomolski. Przestrzegam przed rozumieniem służby jako rezygnacji z innych rzeczy. Tzn. jakich? Ci moi wędrownicy, czy drużynowi w szczepie im więcej robili innych rzeczy ( studia, drugie studia, aikido, duszpasterstwo, struktury Solidarności Walczącej, wspinaczka, żeglarstwo, praca w domach dziecka, albo z bezdomnymi i mógłbym tak wymieniać) zawsze skupiali wokół… Czytaj więcej »
Jest odwrotnie – instruktor to powinien być dobry wzorzec życia – rozwoju zawodowego, harmonii rodzinnej, pasji i innych zainteresowań. Jest takich mnóstwo. . Nie warto mylić zaślepienia z odpowiedzialnością, poświęcenia z wyborem i zauważyć ze harcerstwo to służba. Ale to tez życie pełnią życia. Przynajmniej tu mam inne doświadczenia od autora. Fajnie i w punkt napisał wyżej Maciej.
Niestety ze mnie harcerstwo wyciągnęło checi do życia, wiadomo nie ono jedyne, ale prowadzenie drużyny samemu, bez kadry, która nie mogła się znaleźć, doprowadziło mnie do depresji z która mecze się po dziś. Jeszcze z uwagi na brak odwagi do przeprowadzenia rozmowy z komendantem i stopniowe zanikanie, wypalanie z mojej strony, teraz jestem w hufcu traktowanx jak wróg i ktoś kto nie umie dopełnić obowiązków 🙁
Przykre bo chętnych do „służby” coraz bardziej brak, a o tych których mają nie dba się należycie
Mam wątpliwości czy opieranie się o słownikowe definicje ma sens: https://hib.zhp.pl/3-2019-sluzba-a-wolontariat-2019/
Hmmm… a jednak służba to co innego niż wolontariat. Szkoda, że dh harcmistrz/redaktor Grzegorz Całek łączy to z tak skrajnymi przykładami, chyba żeby tym „przerazić”. A wolontariat, choć to takie ładne i modne słowo, to jednak za mało. Służbę można spokojnie połączyć z własnym rozwojem i tak się u nas robi i nie ma z tym wielkich dramatów. 🙂
Życie polega na ciągłych wyborach, zawsze trzeba z czegoś zrezygnować, coś wybrać i dopiero potem okazuje się czy wybraliśmy mądrze. Właśnie po to są starsi bracia i siostry – harcmistrze i harcmistrzynie, żeby pomóc w życiowych wyborach harcerzy i młodych instruktorów. I nie ma co robić z tego dramatu. Wobec coraz częstrzych wyjazdów w trakcie zbiórki, rajdu, biwaku, obozu wprowadziłem niedawno zasadę w drużynie: harcerz jest na całej zbiórce albo wcale. Bo jak coś robić – czy wolontariat czy służbę – to porządnie, albo nie robić wcale.
Thank you for your sharing. I am worried that I lack creative ideas. It is your article that makes me full of hope. Thank you. But, I have a question, can you help me?