Tegoroczny zlot na Wyspie Sobieszewskiej był dla wielu instruktorów szokiem. Chyba głównie dla tych starszych. Nawet tylko nieco starszych (ot, zaledwie o 10 lat) niż mieli przeciętni uczestnicy wielkiego harcerskiego święta. Dekada różnicy i już inny świat, często zadziwiający, niezrozumiały. Ten szok był widoczny i w wystąpieniach formalnych, jak na przykład w pozlotowym liście komendantów chorągwi do Rady Naczelnej, w którym wnioskowali oni o wstrzymanie się z pracą nad strategią do czasu dokonania rzeczowej ewaluacji, ale przede wszystkim w niezliczonych rozmowach instruktorskich – tych twarzą w twarz oraz tych prowadzonych w internecie.
Co się właściwie stało? Wytłumaczenie jest stosunkowo proste: wielu instruktorów doznało, można by rzec nieco żartobliwie, szoku fenomenologicznego: zobaczyli harcerstwo takie, jakim ono jest. A że pole obserwacji było szerokie i objęło wszystkie sfery życia przez stosunkowo długi czas, więc można było zaobserwować bardzo wiele jego cech.
Powiedzmy jeszcze inaczej: ci zszokowani instruktorzy zobaczyli harcerstwo takim, jakim ono jest w roku 2018, a jest ono inne niż pamiętają z lat swojego bycia zuchami czy harcerzami. Prawdopodobnie harcerstwo jest także inne niż w czasach, gdy prowadzili kilka lat temu swoje drużyny. Ba, jest pewnie także inne niż dziś w niektórych hufcach czy szczepach, nazwijmy je tradycyjnymi.
Może to dobrze? Może taki zimny prysznic jest przydatny, aby uświadomić sobie, że mamy bardzo różnorodny Związek pod względem programu, pracy metodą, także (niestety) preferowanych wartości i oczywiście mamy także różną kadrę? Może członkowie władz naczelnych i chorągwianych wreszcie zrozumieją, że sami stworzyli sobie bańkę nie do końca prawdziwego harcerstwa, w której żyją? Że ci, którzy przychodzą na warsztaty, kursy, konferencje, odprawy, ci, co zasiadają we władzach i rozmaitych zespołach – że oni są raczej z tej innej, takiej sprzed lat, tradycyjnej i być może lepszej jakościowo części Związku? Że przez swoją obecność we władzach i zespołach instruktorskich na różnych szczeblach organizacji faktycznie ciągną tę drugą część w górę, ale jednocześnie zniekształcają obraz rzeczywistości?
A rzeczywistość jest, mówiąc najkrócej, taka, że na zlocie zobaczyliśmy harcerstwo prawdziwe – będące odbiciem naszego społeczeństwa. I dobrze nam zrobi, gdy przestaniemy żyć złudzeniami, że oto harcerze są jakąś wybitną, elitarną, wyjątkową pod każdym względem częścią młodego pokolenia. Ci nasi harcerze może są inni na zbiórce czy na jednodniowym rajdzie, ale podczas dłuższej formy (choćby podczas zlotu) doskonale widzimy, jacy są naprawdę. A są tacy, jak ich rówieśnicy. Nie ma się więc co oburzać, że nie chcą się myć całymi dniami, że najchętniej jedliby na wszystkie posiłki chipsy i słodycze, popijając je colą, że trudno ich zadowolić, proponując zajęcia, bo właściwie mogliby w ogóle nie chodzić na żadne zajęcia, tylko całymi dniami leżeć, oglądając na smartfonie filmiki lub komunikując się przez media społecznościowe i w związku z tym najistotniejszą potrzebą życiową jest dostęp do prądu pozwalający doładować telefon. Takie są obecnie dzieciaki, tacy są także nasi harcerze. Im szybciej to zrozumiemy, im szybciej przestaniemy sami siebie oszukiwać, tym lepiej. Dobrze byłoby, gdybyśmy szybko uświadomili sobie również to, że z tego nowego pokolenia dzieci i młodzieży rekrutuje się także młode pokolenie naszej kadry. Ona jest już z tego nowego świata, więc przykładanie do niej miary harcerstwa sprzed kilkunastu czy kilkudziesięciu lat, patrzenie na nią przez pryzmat swojego poświęcenia, zaangażowania – to nie ma sensu. Nie tędy droga.
Czy zatem sytuacja jest beznadziejna? Czy stoimy na straconej pozycji? Absolutnie nie. Bowiem istotą harcerstwa – uwaga, będzie dla tradycjonalistów zdecydowanie kontrowersyjnie! – nie jest działanie w sposób stuprocentowo zgodny z wytycznymi Baden-Powella czy Małkowskiego sprzed 100 lat, ale przede wszystkim proponowanie działań, czyli programu, i stosowanie takich sposobów jego realizacji, czyli metody, które będą skuteczne wobec wyzwań współczesności, w szczególności będą gwarantowały efektywne oddziaływanie wychowawcze wobec naszych wychowanków takich, jakimi są – tu i teraz, a nie jak ich sobie wyobrażamy albo jakimi byli 100 lat temu!
Co jest nam zatem potrzebne? To, na co wskazują w swoim liście komendanci chorągwi: dokonanie rzetelnej ewaluacji zmian zachodzących w naszym otoczeniu. Mówiąc inaczej: musimy wreszcie wiedzieć, jakie naprawdę są obecnie dzieciaki, ponieważ tylko wtedy będziemy w stanie zmodyfikować swój program i metody działania, tak aby były wobec nich skuteczne. Zatem chyba już czas najwyższy, aby powiedzieć sobie „dość” – dość budowania strategii, programów, tworzenia uchwał dla całej organizacji wedle własnego uznania, według widzimisie, według myślenia „a w moim hufcu”, dość samozwańczych internetowych guru harcerskich – czas na rzetelne dane, pozyskane w rzetelny sposób, czas na pełniejsze dopuszczenie do naszego Związku wiedzy, nauki.
Dla nas, jako redakcji „Czuwaj”, to także wskazówka, że musimy wziąć na siebie część odpowiedzialności za poważną rozmowę o sprawach trudnych. Bo potrzebna jest nam taka rozmowa – dyskusja instruktorska oparta na faktach. O wszystkich kłopotliwych sprawach, bez tabu.
A takich trudnych spraw jest mnóstwo. I wiele pytań, na które warto, na które trzeba znaleźć odpowiedź. Co zamierzamy zrobić, aby drużynowymi byli instruktorzy, a więc osoby przygotowane do prowadzenia najważniejszej działalności w Związku – pracy wychowawczej? Kiedy zaczniemy bacznie przyglądać się otaczającej nas rzeczywistości, kiedy zrozumiemy, że do tej rzeczywistości mamy przygotowywać naszych wychowanków? I kiedy w naszym programie zaczniemy wreszcie odpowiadać na problemy społeczne (jak czyni to choćby WAGGGS)? Co z naszą metodą? Co chcemy (tak konkretnie) zrobić z jednostkami, które nie pracują metodą, a więc nie są de facto gromadami czy drużynami? Czy nadal nie będziemy zwracać uwagi na ataki jakichś niemających z harcerstwem nic wspólnego organizacji, które negują tolerancję, otwartość światopoglądową w ZHP, no i oczywiście wiedzą od nas lepiej, czym jest prawdziwe harcerstwo?
A może także odpowiemy na takie już rzadziej pojawiające się pytania: Kiedy przestaniemy zachłystywać się sukcesem Nieprzetartego Szlaku i zrobimy coś dla autentycznego włączenia dzieci z niepełnosprawnością do naszych drużyn? Co z Bogiem w Przyrzeczeniu – czy długo jeszcze będziemy kazać niewierzącym przyrzekać służyć Bogu? Jaką rolę w wychowaniu mają odgrywać nasi bohaterowie, na przykład harcerze Szarych Szeregów? Czy nie dziwi, że nadal jesteśmy na zewnątrz widziani jako organizacja paramilitarna? (Patrz artykuł hm. Anity Reguckiej-Fleming w numerze 9/2018 „Czuwaj”). A może taką organizacją być powinniśmy? (Jak uważa nasz autor hm. Tadeusz Perzanowski). A co z 10 punktem Prawa Harcerskiego – kiedy palniemy w głowę instruktorów, którzy po zmianie tego punktu zapomnieli, że jest coś takiego jak osobisty przykład instruktora? Jakie wnioski wyciągniemy po zeszłorocznych kampaniach wyborczych na funkcję naczelnika, aby w przyszłości mniej przypominały kampanie marketingowe proszku do prania?
Kontrowersyjnie? Trudno? Tak, zdecydowanie. Możemy jednak dalej udawać, że jest ślicznie, nie ma trudnych spraw, tyle że skutkiem będzie to, że za jakiś czas znów będziemy przeżywać trudne chwile, szokować się, gdy dotrze do nas, jaka jest rzeczywistość, ta najprawdziwsza, a nie wyimaginowana czy wirtualna.
numer 12/2018
Dużo ciekawych spostrzeżeń. Prawda musimy odejść od tworzenia dokumentów nieco nieprzystających do rzeczywistości a zacząć nadążać za zmieniającymi się realiami. Choćby system stopni harcerskich, ma już 15 lat, a dobrze wiemy, że przez ostatnie 10/15 lat nawet „te telefony”, wspomniane w artykule, stały się zupełnie czymś innym niż tylko „urządzonkami do dzwonienia”. Musimy nastawić się walkę z nowymi wyzwaniami.
Jeśli nastawiasz się na w „walkę”, musisz zdecydować się na zwycięstwo… A to oznacza że wiesz, jak ma to wyglądać – zatem pokaż, przekonaj tym pozostałych aby wspólnie wprowadzić w życie zamiast bohatersko zwyciężać z problemami które powstały z wieloletnich zaniedbań. Jest tylko „mały” problem z tym „dużym” problemem – spowodował przeorganizowanie społeczeństwa, które nie chce a czasem nie potrafi współdziałać, woli pozostawić to innym znajdując wiele wymówek. Zatem współcześnie można pokolenie Y i Z zmotywować jedynie zwiększeniem grywalizacji (patrz: fenomen Pokemon Go, choć nie oznacza to że musi to być koniecznie kolejna nowa apka!) w procesie wychowawstwa harcerskiego, co nie powinno sprawiać problemu choć jak widać sprawia. Dlaczego? Za mało przykłada się wagi na takiej drobnej kwestii, wpisywanie osiągnięć harcerza na świadectwach szkolnych – śmiem twierdzić z lenistwa kadr wychowawczych… Czytaj więcej »
Jak zawsze w punkt Grzegorz. Dodałbym jeszcze … i pewnie cześć instruktorów z czynnych szeregów ZHP odeszła bo widziała iż Ci co pozostali w okopach szaroszergowych zostali. Analiza SWOT to jest coś czego właśnie na kursach w ZHP się nauczyłem a co powinno się w obecnej sytuacji zrobić nie tylko dla stopni, ale także dla całej metodyki.
Powiem tylko jedno słowo NARESZCIE. Nareszcie ktoś zauważył że minęło100 lat.Że przez te100 lat zmieniło się wszystko, także ludzie. Że widzimy, myślimy i nawet marzymy inaczej. A więc działać też musimy inaczej. Czasu nie zatrzymamy choć nie wiem jak byśmy się starali. Świat zewnętrzny puka, nie wali do naszych drzwi ze swoimi problemami i zagrożeniami. Czas je otworzyć i odpowiedzieć na te wezwania.
Harcerze zawsze wzorują się na drużynowym. Dobry obóz ddrużyny, to kurs zastępowych. Drużynowy zastępowym zastępu zastępowych. Oto tajemnica dobrej drużyny. I jeszcze jedno: dryżynowy piątoklasisty to chłopak, nie dziewczyna. To on musi zaimponować swoją postawą. Od codziennego mycia zębów i gimnastyki porannej po gawędy przy ognisku. Itd. Itp.
Czekamy z niecierpliwością 🙂
Jestem raptem 10 lat starsza od obecnie kształtującej się kadry. Ciągle na bieżąco i ciągle blisko nich. Do pewnego momentu ich zachowanie frustrowało mnie niesamowicie. Do momentu kiedy nie zrozumiałam dokładnie tego co jest napisane w artykule. To nowe pokolenie, zupełnie inne od nas, co wcale nie oznacza, że gorsze. Pewnie w niektórych aspektach i owszem, ale w wielu bije nas na głowę. Mają swoje zdanie i silnie się z nim identyfikują. I może właśnie stąd tak bardzo widać pewne podziały ideologiczne. Mają pewną niesamowitą łatwość w przyjmowaniu zmian, nie zapuszczają korzeni i nie przywiązują się do „tradycji” jednocześnie je szanując. I można by tak jeszcze długo. To co sprawia, że nadal jestem w stanie z nimi pracować to to, że wreszcie zrozumiałam, że oni nie robią tego specjalnie, tacy są i to ja muszę zmienić podejście do nich i wykorzystać właśnie te zalety które mają. Z ciekawych… Czytaj więcej »
Brawo…nareszcie ktoś podją temat….część z nas to wyczaiła wcześniej i działamy.ale długa i ciężka droga….trudna młodzież- wychowana na opinii że oni mogą wszystko.im się należy a my nie możemy nic.wręcz im utrudniamy…
Bardzo roszczeniowa młodzież-tylko w złą stronę