Rożności

O harcerskim niedzieleniu

Ten tekst to mój apel o niedzielenie. Niedzielenie nas – instruktorów – na siłę, sztucznie, niepotrzebnie, niekonstruktywnie dla organizacji. Dlaczego? Bo dzielenie jest z gruntu złe. Bo dzielenie… dzieli. Dzieli coraz bardziej – tworzy rowy tam, gdzie są między ludźmi jedynie małe rowki łatwe do zasypania, niemal niewidoczne ryski albo po prostu naturalne i zdrowe dla organizacji różnice poglądów. Bo przez dzielenie, podkreślanie różnic odległości między ludźmi ekstremalnie się zwiększają i z czasem osoby o różnych poglądach powoli i niewidocznie stają się wrogami. Jakie są efekty dzielenia? To widać po tym, co dzieje się wokół w polskim życiu publicznym. Nie chciałbym, abyśmy my w ZHP poszli podobną drogą…

Czy jest jakiś podział?

Oczywiście! Bezsensowne byłoby wmawianie komukolwiek, że w ZHP nie ma żadnych podziałów. Były one zawsze w naszej stuletniej historii, są i będą. Jest to nieuniknione, ponieważ w organizacji mamy kilka tysięcy instruktorek i instruktorów, a każdy z nich dysponuje innym zestawem poglądów, przekonań, wyznawanych wartości i często ma bardzo długie doświadczenia życiowe. Inaczej mówiąc – nasze poglądy pozaharcerskie wpływają na naszą wizję harcerstwa: czym ono jest, jakie jest i jakie chcemy, aby było. To też oczywiste, naturalne i chyba niekontrowersyjne.

Jakie są zatem obecnie te nasze podziały? Na pewno jeden, bardzo zauważalny, wynika wprost z decyzji zjazdu z grudnia 2017 r. Wtedy bowiem jedna ekipa wygrała wybory na funkcję naczelnika ZHP i w konsekwencji utworzyła Główną Kwaterę, druga przegrała – ale przecież bardzo nieznacznie. Na ile emocje sprzed ponad roku tkwią jeszcze w instruktorach i czy są motywacją do dzisiaj podejmowanych działań? W jakimś stopniu na pewno, bo przecież wszyscy jesteśmy tylko ludźmi. Ale ważniejsza i ciekawsza jest próba odpowiedzi na pytanie, czy ten podział to efekt kampanii wyborczych, czy odzwierciedlenie skrajnie różnych poglądów obu konkurujących ekip na fundamentalne kwestie związane z przeszłością, teraźniejszością i, zwłaszcza, przyszłością ZHP. Sądzę (choć mam oczywiście świadomość, że to pogląd dyskusyjny i w zasadzie nieweryfikowalny), że jest to bardziej efekt wcześniejszej współpracy z liderkami i członkami obu zespołów przez delegatów na zjazd (lub choćby wcześniejszej ich znajomości) niż autentycznych, trudnych do pogodzenia różnic.

Chcę być jednak dobrze zrozumiany – w żadnym razie nie bagatelizuję różnic, jakie są między instruktorami ZHP, bo dotyczą one często rzeczywiście kwestii fundamentalnych. Jedni nie wyobrażają sobie harcerstwa bez Boga („lepiej, aby bez Boga harcerstwa w ogóle nie było”), dla innych nie ma o czym rozmawiać – kwestia wiary to sprawa indywidualna i dobrze byłoby wprowadzić drugą rotę Przyrzeczenia, bez służby Bogu. Jedni chcą organizacji otwartej, inni na przykład nie widzą miejsca wśród kadry dla osób nieheteroseksualnych i nie dopuszczają w programie żadnych „tęczowych” elementów. Jedni mówią, że skuteczność organizacji jest możliwa tylko dzięki rzetelnemu stosowaniu tradycyjnej metody harcerskiej, inni chcą tę metodę zmieniać, bo jest… nieskuteczna. Jedni chcą likwidacji wszelkich odznak, na przykład Odznaki Kadry Kształcącej, twierdząc, że odpowiedni komendant będzie mianował do komend kursów doświadczonych i przygotowanych instruktorów, inni uważają, że musimy podnosić formalne uprawnienia kadry, by poziom szkoleń był jak najwyższy. Wreszcie, niektórzy mówią o konieczności łowienia harcerzy na wędkę za pomocą przynęt dopasowanych do oczekiwań współczesnych dzieciaków – odpowiedź innych jest jednoznaczna: bez świadomego i z góry założonego celu, jakim jest wychowanie – kompleksowe i zgodne z naszymi ideami – degradujemy się, przestajemy być autentycznym harcerstwem, a stajemy się organizacją kolonijno-świetlicową.

To oczywiście tylko przykłady i jedynie wyostrzone skrajności, między nimi jest cała paleta zniuansowanych poglądów na każdy temat. Można je wprawdzie sprowadzić do prostego przeciwstawienia sobie skrajnego harcerskiego konserwatyzmu, tradycjonalizmu i otwartości, liberalizmu – jednak byłoby to zbyt uproszczone i z pewnością krzywdzące dla przedstawicieli każdej ze stron. Nie będę więc tutaj zgłębiał tego zagadnienia. Powtórzę to, co najważniejsze: są między nami instruktorami liczne, zupełnie naturalne różnice. Sedno w tym, co z tymi różnicami zrobimy. Czy pozwolimy, aby podgrzewały emocje, dzieliły, zwiększały dystans między nami, wpływając destrukcyjnie na rozwój Związku? A może wsłuchamy się w siebie nawzajem, postaramy zrozumieć, aby uczynić z różnic wartościowe źródło poszukiwania rozwiązań ważnych problemów współczesnego harcerstwa?

Jak to działa?

Na przykład tak: ktoś publikuje na Facebooku dłuższy, mocny w przekazie post. Mocny, ale od razu dodam – kulturalny. Zaraz rozpoczyna się lajkowanie, komentowanie – jak to przy każdym wpisie na FB. Szczególną aktywnością w ogłaszaniu swojego poparcia wykazują się ci najbardziej radykalni zwolennicy przedstawionych poglądów. Pojawiają się kolejne komentarze popierające, ale bywa, że ktoś ośmieli się napisać, że myśli inaczej. Wówczas emocje rosną i od mocnego, nawet radykalnego wpisu, ale kulturalnego i na wysokim poziomie intelektualnym, schodzimy nagle do poziomu typowych internetowych pyskówek. A że pierwotny post ma kilkadziesiąt a może nawet kilkaset lajków, więc w zwolennikach rośnie poczucie, że mają rację, że ich poglądy mają szerokie poparcie instruktorów. A stąd tylko krok do opinii typu: „jak ktoś nie zna metody harcerskiej…”, „jak długo jeszcze Główna Kwatera będzie olewała…”, do zarzucania władzom ZHP przez członków władz naczelnych, że łamią związkowe przepisy. Albo do kwestionowania dorobku innych instruktorów, a nawet odbierania im prawa do nazywania się harcmistrzami. A jeżeli dodatkowo ktoś zaangażowany emocjonalnie i mający silne przekonanie, że właśnie ratuje ZHP, udostępni post na licznych grupach dyskusyjnych, w tym w grupie „ZHP” (ponad 17 tysięcy członków), wówczas wewnętrzne problemy organizacji, różnice poglądów wśród instruktorów, a także niezbyt kulturalne rozmowy między nimi poznają także nasi zewnętrzni „przyjaciele” oraz – co gorsze – nasi wychowankowie.

Ale jest jeszcze jedna rzecz, o której chcę napisać, gdy mówimy o dzieleniu. Warto mieć świadomość, że te dyskusje szybko odchodzą od meritum i stają się wyłącznie personalne, a wówczas jedynym ratunkiem, aby nie odbiło się to na zdrowiu, jest wytłumaczenie sobie, że ten, kto twierdzi, że nie mam pojęcia o harcerstwie, że nie znam metody, że chcę zniszczyć ZHP tak jak ci z końcówki lat 40-tych XX wieku – że on po prostu jest głupi, że jest zaburzony emocjonalnie i że w związku z tym nie należy się nim w ogóle przejmować. Zatem co się dzieje? On przed chwilą mnie odhumanizował, poniżał, ja odpłacam mu tym samym (choćby w myślach). Efekt – różnice poglądów, które jednak pozwalały nam porozmawiać, przerodziły się w rowy nie do zasypania.

Niby prosta idea: autor chce przedstawić swoje poglądy, ale zamiast skłonienia do refleksji, zachęcenia do zrozumienia myślących inaczej – dochodzi do okopania się na swoich pozycjach, stwierdzenia, że ci „z drugiej strony” są beznadziejni, że nie warto, nie ma sensu z nimi rozmawiać. Dlatego tak często można przeczytać o„dwóch stronach barykady”. Sami je sobie zbudowaliśmy. Tak to właśnie działa. Z takiej dyskusji nie będzie wartości dodanej dla Związku, w ten sposób nie zostanie zainicjowany proces wymiany poglądów, z której coś dobrego może wyłonić się dla organizacji.

 

Co zatem robić?

Czy zbyt daleko posuniętym postulatem, zbyt naiwnym i zacofanym (nie na miarę XXI wieku) byłoby zachęcenie do ograniczenia aktywności w mediach społecznościowych? Pewnie tak, choć przecież mamy świadomość, że nie jesteśmy w stanie kontrolować tego, co dzieje się z naszymi wpisami, nie jesteśmy w stanie panować nad emocjami osób komentujących. A jednak zachęcam do rozważenia, czy nie warto korzystać z innych form? Na przykład z grup zamkniętych na FB? Może napisać do „Czuwaj”? A może – zamiast zarzucać coś publicznie harcerskim władzom (zwłaszcza gdy jest się ich członkiem) – skorzystać z dostępnych narzędzi, jak interpelacja albo nawet wniosek do CKR? I przede wszystkim: może warto po prostu być bardziej rozważnym, pamiętając, że treści przez nas upubliczniane zaczynają żyć własnym życiem i mimo naszych najczystszych intencji pobudzają niezdrowe emocje, uaktywniają osoby niepotrafiące nad sobą zapanować, mające poczucie własnej nieomylności i wyższości, głęboko przekonane, że są jedynymi prawdziwymi harcerzami, osoby czasem po prostu niekulturalne?

I jeszcze jedno: oczywiście pozostaje nam także lepiej panować na swoimi emocjami, nad swoimi słowami, który potrafią głeboko ranić. To, jak sądzę, najtrudniejsze zadanie dla każdego odpowiedzialnego instruktora. Chyba właśnie od tego warto zacząć. Ja zaczynam. Od teraz, od siebie.

 

numer:  CZUWAJ 2/2019

0 0 votes
Article Rating
Grzegorz Całek
harcmistrz | redaktor naczelny CZUWAJ | przewodniczący KSI przy GK ZHP
Subskrybuj
Powiadom o
guest
1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
phm Oland
phm Oland
5 lat temu

ZHP powinno być neutralne politycznie, światopoglądowo i religijnie. To oznacza, że harcerzem może być każdy młody człowiek niezależnie od wyznawanego światopoglądu i wyznawanej religii . Młodzież harcerska nie powinna być zaangażowana politycznie i neutralna w stosunku do wszystkich obecnie istniejących partii politycznych. Instruktorzy ZHP także powinni być neutralni politycznie, światopoglądowo i religijnie i dbać o to, aby Harcerstwo zachowało tę neutralność dla dobra Rzeczypospolitej Polskiej.. – Gdy do wniosku o należny stopień harcmistrza ZHP dołączono mi nieoddzielną deklarację wstąpienia do PZPR – odmówiłem. I pozostałem do chwili rozwiązania mojego macierzystego Hufca ZHP podharcmistrzem. O „mały włos” wyleciałbym z ZHP za harcerską gawędę drużynowego o R. Baden-Powellu, właśnie dlatego, że było to sprzeczne z ówczesną ideologią.. Jesteśmy Harcerzami, a nie wasalami tych czy innych polityków. Jesteśmy Harcerzami, a nie ministrantami. – O tym należy pamiętać… Czytaj więcej »