Muszę przyznać, że opublikowany niedawno w „Na Tropie” artykuł druhny Marty Tittenbrun „Rób to dobrze albo spadaj” poruszył mnie do żywego. W przypływie emocji postanowiłam go nawet skomentować, co nieczęsto mi się zdarza. Teraz, kiedy minęło już trochę czasu, naszła mnie nieco głębsza refleksja: dlaczego w tak ważnej sprawie, jaką jest praca z kadrą, widzimy tylko dwa skrajne bieguny? Nie ma ludzi absolutnie dobrych (zawsze niezawodnych, punktualnych, perfekcyjnych…) i absolutnie złych (zawsze niesłownych, nieterminowych, niedbałych…), każdy z nas porusza się na osi pomiędzy tymi przeciwstawnymi postawami. Sztuką nie jest odróżnienie ziaren od plew, sąd ostateczny zostawiłabym Komuś dalece bardziej nieomylnemu… Sztuką jest taka praca z każdą osobą, aby pomóc jej przesuwać się w kierunku pożądanego bieguna, pamiętając przy tym, że naszą misją wcale nie jest masowa produkcja cyborgów.
Mam wrażenie, że transformacja systemowa i „powrót do Europy” wytworzyły w Polakach fetyszyzm perfekcjonizmu. Na początku lat 90-tych wszystko, co nasze, wydawało się zacofane i dziadowskie, zaś to, co zachodnie – lśniące, nowoczesne i niezawodne. Dlatego w niejednej sferze życia dokonaliśmy przysłowiowego „wylania dziecka z kąpielą”. W pogoni za tym, aby była jakość, straciliśmy chyba właściwą perspektywę. Miarą dobrej imprezy harcerskiej, zamiast możliwych do zaobserwowania efektów wychowawczych u poszczególnych harcerzy, uczyniliśmy rozmach (liczbę uczestników, zróżnicowanie oferty), splendor (doniesienia medialne) i perfekcję organizacji (terminowość wykonania, dopracowanie szczegółów). Ja jednak jestem sobie w stanie wyobrazić wychowawczy wpływ rajdu, na którym identyfikatory nie zostały zalaminowane, a apel odbył się z 15-minutowym opóźnieniem. Zdecydowanie trudniej pojąć mi zaś logikę osiągania w instruktorskim gronie sukcesu z mottem „Nie muszą was lubić, ważne, aby było zrobione dobrze”. Czy perfekcja to jedyne kryterium oceny instruktora? A co z empatią, pomysłowością, uczciwością itd.?
Kształtowanie charakteru to proces wielowątkowy – kiedy sprowadza się go tylko do walki z wadami, można człowieka trwale okaleczyć. Z jakim przesłaniem trafia w świat nasz były harcerski współpracownik, któremu powiedzieliśmy „nie wywiązałeś się – to spadaj!”. Ilu z nas po tak twardym lądowaniu znalazłoby w sobie siłę, aby dalej się starać? Tylko nielicznych porażki umacniają i wyzwalają potrzebę udowodnienia światu, że się co do nich pomylił. Zdecydowana większość z nas nie naprawia raz podciętych skrzydeł, latamy zatem coraz niżej, aż w końcu nie latamy już wcale.
Gdybym mogła wybrać na swojego przewodnika po dorosłym świecie pomiędzy bezbłędnym i bezdusznym cyborgiem a serdeczną ciocią, która bez względu na wszystko zawsze zaparzy herbatę i nakarmi ciastem, wolałabym to drugie. Na szczęście wcale nie musimy wybierać ani zmuszać do tego naszych współpracowników. Tak naprawdę nie istnieje zero-jedynkowy wybór pomiędzy tolerowaniem bylejakości a skreślaniem za każde przewinienie. Mądry instruktor nie robi ani jednego, ani drugiego – mówi, w czym ktoś nawalił, ale pozostawia przestrzeń na naprawienie błędu, nigdy nie krytykuje osoby, a tylko jej zachowanie, nigdy nie łamie nadłamanej trzciny.
hm. Lucyna Czechowska
nr 2/2015
hm. Lucyna Czechowska
Bardzo podoba mi się artykuł. Harcerstwo ma przede wszystkim wychowywać. A życie poza harcerstwem ISTNIEJE 🙂
Czuwaj!
Gdyby więcej instruktorów miało takie podejście to pewnie dalej bym działała w tej organizacji… szkoda że ja nie trafiłam na takich instruktorów…