Felietony

Gorszy sort?

Podziałów i sporów w harcerstwie od lat było wiele, w zasadzie od samych jego początków. Zawsze się zastanawiałam, skąd bierze się to, że były i są tak bardzo gorące. Może stąd, że harcerstwo gromadzi ludzi, którzy mają poczucie misji, którym na czymś w życiu zależy, którzy nie potrafią stać obojętnie czy płynąć z prądem? Są jednak podziały i spory, które są zupełnie niepotrzebne.
„Gdzie dwóch Polaków tam trzy zdania”. Fakt. Lubimy dyskutować – i to dobrze. W ogniu dyskusji, sporów, różnic wykuwa się często coś cennego. Oczywiście pod warunkiem, że potrafimy pięknie się różnić, że jest to dyskusja na argumenty i fakty, a nie emocje, stereotypy i uprzedzenia. Obojętność, bezrefleksyjność, zwykła konsumpcja życia są raczej obce naszym harcerskim duszom.

Harcerskie głowy rozpalały i rozpalają spory o treść Przyrzeczenia i Prawa Harcerskiego, Statutu, o stosunek do wiary, o system wartości, o priorytety. Dzielą nas poglądy na współczesny skauting i to, w jakim stopniu polskie harcerstwo ma się do niego upodabniać, czy może jednak warto, aby to świat zaciągnął czasem dobre praktyki z naszej tradycji i dorobku. Bywa, że spieramy się o mniej istotne sprawy – kolor munduru, nakrycie głowy czy długość spódniczki.

Ostatnie dyskusje nad „Systemem pracy z kadrą w ZHP” odgrzały spór na temat podziału kadry na wychowawczą i wspierającą. Równolegle w trakcie prac nad zmianami w Systemie stopni instruktorskich pojawiła się propozycja warunkująca dalszy rozwój przewodnika co najmniej 12-miesięcznym stażem na funkcji drużynowego lub przybocznego. Cel? Szlachetny, bo przecież chodzi o to, by drużynowych było w Związku jak najwięcej. To prawda, jednak droga do bycia dobrym wychowawcą nie musi prowadzić wyłącznie przez te funkcje.

Statut ZHP definiuje instruktora jako wychowawcę i opiekuna. Ale przecież każdy z nas, instruktorów, WYCHOWUJE własnym przykładem, a nie tylko prowadząc drużynę. Są wśród nas zdolni instruktorzy, którzy są informatykami, prawnikami, księgowymi, kwatermistrzami, fachowcami od projektów unijnych czy promocji i oddają Związkowi swoją wiedzę zawodową i doświadczenie w drodze wolontariatu, służąc rozwojowi organizacji, a więc również – a raczej przede wszystkim – młodzieży.

Jest też w tym wszystkim kwestia predyspozycji osobowościowych. Ktoś, kto jest np. introwertykiem, niekoniecznie udźwignie roczną funkcję drużynowego czy przybocznego, ale spełni się w wielu krótkoetapowych rolach – w wolnym czasie może podjąć się funkcji wychowawcy czy kierownika wypoczynku, opiekuna drużyny czy opiekuna patrolu na międzynarodowym wydarzeniu. „Nie każdy musi być harcmistrzem”? Owszem, ale głosy, by zamknąć instruktorom alternatywną ścieżkę rozwoju mogą sprawić, że wielu oddanym ZHP osobom zwyczajnie opadną skrzydła i będą miały prawo poczuć się instruktorami gorszego sortu. Zniechęcić to też może wahających się „cywili” – nawet nie będą próbować wstąpić do Związku i zostać instruktorami, choć po cichu o tym marzą.

Powiecie, że przecież są miana kadry wspierającej? No cóż, trochę to przypomina chusteczkę na otarcie łez. Poza tym i tak nie obejmują one szerokiego wachlarza wcześniej wspomnianych umiejętności zawodowych i ról w Związku. Dlatego z dużą ulgą przyjęłam ostateczną decyzję Rady Naczelnej, by od tej pory mówić po prostu o kadrze z zaznaczeniem, że „szczególną grupą kadry są instruktorzy, czyli osoby przygotowane do prowadzenia pracy wychowawczej”. Jednocześnie z propozycji zmian w SSI zniknęło wąskie gardło rocznego stażu na funkcji drużynowego lub przybocznego.

I jeszcze jeden niepotrzebny podział, który się zarysował. Pewien instruktor – zawodowy wykładowca i szkoleniowiec – opowiedział mi niedawno, jak to jeden z młodych stażem instruktorów podszedł do niego i stwierdził, że ten nie może prowadzić zajęć, bo nie ma odznaki kadry kształcącej. Usłyszał w odpowiedzi: „Ale w przeciwieństwie do ciebie, ja umiem kształcić…”. Choć to już jest pewnie temat na osobny felieton.

Alicja Wosik-Majewska
harcmistrzyni | Chorągiew Podkarpacka | CKR ZHP