Kończąc opis przebiegu zjazdu na początku tego numeru CZUWAJ (6-7/2022), Misia zadaje pytanie, czy 42 Zjazd ZHP był przełomowy. I odpowiada zaraz, że pewnie nie tak, jak ten z 1981 czy bydgoski z 1990, choć każde pokolenie ma swoje przełomy. Cóż, jakie czasy, takie przełomy…
Zatem był ten zjazd przełomowy czy nie? Myślę, że jest kilka spraw, o których można mówić w tych kategoriach. Zacznę od dwóch kwestii może małych, ale istotnych – takich przełomików.
Z pewnością zmianą jest sposób prowadzenia zjazdu. Od wielu lat (dekad?) mieliśmy przewodniczących zjazdów (dwóch: Rafała Sochę i Krzysztofa Patera) właściwie monopolizujących prowadzenie obrad. Ale – sorry Rafał i Krzysztof – nie jesteście Krystyną Czubówną i słuchanie Was po kilkanaście godzin dziennie było męczące. Ten zjazd pokazał, że prezydium zjazdu może nie składać się z prowadzącego i paprotek, ale z osób płynnie wymieniających się prowadzeniem. I że każda z tych osób potrafi to robić, zapewniając przy okazji zmienność głosu, stylu, dynamiki prowadzenia obrad. To działa, liczę więc, że na kolejnych zjazdach stanie się normalnością. Właściwie jestem tego pewien, bo – tu wtręt osobisty i miejsce na osobistą satysfakcję – rozwiązania usprawniające prace, jak przyjmowanie poprawek statutowych czy głosowania kierunkowe dokonujące wstępnej selekcji, szybko stają się „sprawdzoną praktyką”.
I drugi przełomik, o którym chcę wspomnieć na wstępie, to sposób ułożenia programu zjazdu. Dotąd zaczynało się od sprawozdań, ocen, absolutorium, potem mieliśmy wybory, a potem albo nie było już czasu na dyskusję, albo odbywała się ona w nocy, po kilkunastu godzinach obrad (pamiętam mnóstwo ważnych uchwał, nad którymi praktycznie nie toczyła się dyskusja, ponieważ mało kto miał jeszcze siły). Teraz było inaczej – od rana, kiedy umysły świeże, był czas na dyskusje nad projektami uchwał, a emocje związane z ocenami i wyborami mieliśmy po południu czy wieczorami. To zmiana również warta odnotowania i praktykowania w przyszłości.
Ale to drobiazgi. Czy jednak było coś, co zasługuje na miano przełomu? Tak, przynajmniej dwie sprawy. Pierwsza związana jest ze zmianami w Prawie Harcerskim i innych dokumentach. Przy czym nie chodzi mi wcale o kwestię obecności słowa „Bóg”, ale o szerszą zmianę mentalną w organizacji. Wyraźnie stajemy się otwarci na różnorodność, inność, rozumiemy przemiany społeczne, co jest niezwykle ważne, bo przecież nie żyjemy w próżni i członkowie organizacji to cząstka tego zmienionego społeczeństwa. Z niego także mamy rodziców naszych wychowanków, którzy wobec organizacji kształtującej (wychowującej) ich dzieci mają inne niż 5, 10 lat temu oczekiwania. Chyba to zrozumieliśmy. Na tyle mocno, że argument dotyczący otwartości stał się decydujący dla większości (i to statutowej) zjazdu. To naprawdę duży przełom, bo przecież przez lata zmiany w Prawie Harcerskim blokowały albo idea i tradycja (pamiętam argument o moralnej, historycznej niedopuszczalności zmiany Prawa Harcerskiego z 1932 r. funkcjonujący od Zjazdu Programowego w 2007 r.), albo względy PR-owe (co też powie tzw. opinia publiczna, co na to wszelakie władze i generalnie świat polityki). Oczywiście pojawiły się na zjeździe głosy ultrakonserwatywne, skrajne, nawet kontestujące otwarcie na świat czy agendy ONZ (sic!). Ale były one marginalne.
I druga kwestia, która zasługuje na miano może nie za dużego, ale jednak pewnego przełomu. To cały szereg spraw związanych z ocenianiem ustępujących władz naczelnych, podsumowywaniem kadencji, rozmową merytoryczną o ich funkcjonowaniu.
W przedzjazdowym numerze pisałem o tym, że bardzo liczę na uczciwą ocenę kończącej się kadencji przez zjazd, pisałem nawet mocniej: „bylibyśmy głupi – jako organizacja – gdybyśmy pod jakimkolwiek pretekstem (bo mało czasu, bo braterstwo, które niby nie pozwala się twardo ocenić itd.) odpuścili sobie szczerą rozmowę o ostatnich czterech latach oraz rzetelną, czasem trudną ocenę wydarzeń i osób”. Pisałem to, choć właściwie wiedziałem, że to podsumowanie musi być szczere i mocne – nie dało się inaczej, gdy mieliśmy podczas jednej kadencji dwie Główne Kwatery, które przedstawiały zjazdowi sprzeczne ze sobą opisy funkcjonowania naszej organizacji, a właściwie nie tyle przedstawiały opisy (bo z „obiektywnym” pokazywaniem faktów było różnie), lecz starały się narzucić określone narracje – tak różne, że nie dało się być za jedną i za drugą…
Zatem rozmowa się odbyła. Może nie tak merytoryczna, jak by się przydało, ale też nie tak nerwowa, emocjonalna, jak wielu się spodziewało. Była trudna, ale potrzebna, a jej efekty widać w wynikach głosowań. Dotychczas zwykle Główne Kwatery dostawały absolutorium, największe problemy dotyczyły skarbników. Tym razem jednak absolutorium nie uzyskało więcej osób i choć można czasem się zdumieć co do pojedynczych rozstrzygnięć (chociaż od Cyryla już wiadomo, że jak ktoś skromny, pokorny, to dostanie absolutorium, a ci pewni siebie mają większą skłonność do obrywania od „zbiorowej mądrości”), to przekaz najwyższej naszej władzy był jasny co do tego, narracja której GK została „kupiona”.
Delegaci przy jej wyborze byli dość konsekwentni, co zostało potwierdzone podczas przyjmowania sprawozdań Przewodniczącego ZHP i Rady Naczelnej ZHP. To również bardzo istotna zmiana. Dotąd było bowiem tak, że wszyscy ekscytowali się raczej absolutorium dla członków Głównej Kwatery – i dlatego, że tylko ich ono dotyczy, i dlatego, że jest imienne. Inne władze naczelne – jak sądzę to dość powszechne dotąd odczucie – właściwie nie były oceniane. Bo czymże jest przyjęcie sprawozdania ustępującej władzy? I tu właśnie zaszła zmiana, gdyż zjazd doszedł do wniosku, że skoro nie ma możliwości udzielenia absolutorium Przewodniczącemu ZHP, to wyrazi swoją opinię o jego funkcjonowaniu w jedyny możliwy sposób – właśnie w głosowaniu nad jego sprawozdaniem. Tym oto sposobem mamy pierwszego w historii Przewodniczącego, którego sprawozdania nie przyjęto. Przyznam, że szkoda mi Rady Naczelnej ZHP, gdyż to był naprawdę dobry zespół. Choć – z drugiej strony – odrzucenie sprawozdania RN świadczy jednak o konsekwencji zjazdu, który negatywnie ocenił radę, która przecież wybrała negatywnie ocenioną GK. To dość logiczne.
I jest jeszcze trzeci element związany z obszarem podsumowań. To cała zjazdowa dyskusja związana ze sposobem oceniania Głównej Kwatery przez Centralną Komisję Rewizyjną, w której nacisk był kładziony na proces, w szczególności na jasność kryteriów oceny, przejrzysty sposób głosowania oraz – to chyba najważniejsze – sporządzanie uzasadnienia, które ma być czytelną informacją zwrotną i wskazówką dla Głównej Kwatery, co należy zmienić, co i jak ma robić lepiej.
Sądzę, że za kilka lat może się okazać, że ta refleksja podumowująco-oceniająco-absolutoryjna dokonana na 42 Zjeździe ZHP była największym przełomem, że odbiliśmy się od dna złych emocji, niewłaściwych relacji, konfrontacji, braku szacunku, a czasem też zwykłej nieprzyzwoitości. Liczę na to, bo czasy mamy trudne – nie tylko ze względu na sytuację w Związku, ale też okoliczności zewnętrzne (kryzys systemu edukacji, pandemia i wynikające z niej problemy ludzi młodych). Czas więc, aby władze naczelne zajęły się wreszcie nie sobą, ale tym, co najważniejsze: dzieckiem i wychowaniem. I tą najważniejszą grupą kadry, która to spina – drużynowymi.
Odbiliśmy się od dna i będzie wreszcie normalnie. Patrzę w przyszłość z optymizmem! 🙂