Było to bardzo dawno temu, niektórzy najstarsi ludzie tego nie pamiętają. Od prawie roku trwał w Polsce stan wojenny. A od ponad półtora roku weszliśmy w nowy historyczny czas harcerstwa w szkołach ponadpodstawowych. Czytelnicy moich felietonów wiedzą, jakie to były zmiany. O pierwszych dniach stanu wojennego w naszym szczepie pisałem niedawno, dziś o jednym szczepowym wydarzeniu. Może być ono tylko ciekawostką z dawnych lat, a może inspiracją programową.
Ale tu potrzebny jest konkretny drugi wstęp. W naszym hufcu od niepamiętnych czasów, chyba od roku 1958, organizowany jest rajd Olszynka Grochowska. W tym roku po raz 64. Bo na terenie dzisiejszych warszawskich dzielnic Rembertów i Praga-Południe w trakcie powstania listopadowego rozegrała się słynna wielka bitwa toczona z Rosjanami w obronie stolicy. Bierzemy udział w zimowym rajdzie, uczestniczymy w apelu, co roku czcimy pamięć powstańców, znamy więc w szczepie różne wydarzenia tej walki. Ale czy nie warto wiedzieć o powstaniu czegoś więcej? W szczepie starszoharcerskim, dzisiejszym wędrowniczym, na pewno warto.
Zdecydowaliśmy – wystawimy przedstawienie teatralne. Takie po części pokazujące autentyczne wydarzenia, po części będące wizją poety. Czyli jakieś fragmenty jednego z dramatów Wyspiańskiego, który powstaniem był zafascynowany. Od razu odrzucamy „Lelewela”, pozostają dwie możliwości. Albo „Warszawianka”, albo „Noc listopadowa”. Akcja pierwszego z tych dramatów toczy się w trakcie bitwy pod Olszynką, czyli nie wzbogaci naszej wiedzy, na dodatek jest statyczna, najważniejszy jest w niej nastrój. Plusem jest możliwość wystawienia jej w tym budynku, ba, w tej sali, o której myślał poeta, pisząc swój utwór. Jednak na „Warszawiance” byśmy się zanudzili, na dodatek ja musiałbym grać Starego Wiarusa. Dlatego postanowiliśmy – poznamy trochę prawdziwej historii, a trochę poetyckiej. Będziemy uczestniczyć w nocy listopadowej.
Późna jesień. Spotykamy się, tak jak 16 młodych studentów–powstańców, pod pomnikiem króla Jana. Na szczęście jest on poza terenem Łazienek. Od pomnika piękny widok na Pałac na Wodzie. W uszach brzmi nam „Dorota” – szaroszeregowa piosenka. Nie, nie śpiewamy „…spod pomnika króla Jana idzie wiara nasza szara”, to całkiem inne czasy. Podchorążowie wraz ze studentami idą zdobyć Belweder, by zamordować wielkiego księcia Konstantego, przez Park Łazienkowski – my nie możemy, park zamknięty, boginie z pomników, które u poety prowadzą długie dysputy, nam nie towarzyszą. W naszej nocy listopadowej Pallas i kolejne Nike milczą. Gdzieś tylko z oddali dochodzi głos Wysockiego: Hej, bracia, dzieci, żołnierze, za broń, za broń, za broń! Niech każdy za giwer bierze i ustawia się w szeregu… Tak, to tekst Wyspiańskiego. Mało tej poezji w naszej inscenizacji, ale może więcej autentyzmu… Jest chłodno, Agrykolą podchodzimy w górę i dostajemy się do pałacu. Belweder był wówczas siedzibą przewodniczącego Rady Państwa, tam na co dzień urzędował prof. Henryk Jabłoński, wielki przyjaciel harcerstwa. Ale tego wieczoru Belweder jest nasz – tak jak podchorążowie – po prostu go zdobyliśmy. No, może przesadzam, my zostaliśmy do pałacu wpuszczeni. A tam, w autentycznych salach już w zgodzie z tym, co napisał Wyspiański, odgrywamy scenę, gdy wielki książę Konstanty długo rozmawia ze swą ukochaną księżną łowicką Joanną Grudzińską i swymi poplecznikami. Pamiętamy, że wkłada Wyspiański w usta księciu słowa …los podejmę i Polskę wybawię, i będę czymś – nie błaznem, nie kpem, nie dworakiem, ale Carem Polski… Wyspiański tworzy wielki dramat narodowy, my akcję bardzo skracamy. Nie udaje się powstańcom zamordować księcia, który opuszcza pałac chroniony przez oddział generała Potockiego. My inscenizujemy tę część wydarzeń w Belwederze nieco inaczej, niż opisał je Wyspiański. Zgodnie z legendą książę przebiera się w szaty kobiece i w takich ucieka z Belwederu. Dla nas ta legendarna opowieść jest ciekawsza.
Ale wieczór się nie kończy. Przecież powstańcy z Belwederu poszli po broń, musieli zdobyć Arsenał. Ten sam, który po wielu latach będzie świadkiem odbicia „Rudego” przez harcerzy z Szarych Szeregów. Splata się ta nasza dawna historia z tą jeszcze dawniejszą. Maszerujemy więc w kierunku Arsenału, jezdnią, z pochodniami. Z boku dyskretnie towarzyszą nam milicjanci. Pamiętajmy, jest stan wojenny. Arsenał oczywiście zdobyliśmy, choć nie zachęcaliśmy okrzykami nielicznych zdziwionych warszawiaków tak jak powstańcy, którzy wołali: – Chodźcie z nami. – i nie inscenizowaliśmy walk na ulicach, w których tak aktywny udział wzięły boginie, te z łazienkowskich pomników.
I jeszcze jedno. Pamiętacie, jakie słowa wypowiada oślepiony, w łachmanach Walerian Łukasiński, słowa pointujące „Noc listopadową”… Witaj – Jutrzenko – swo-bo-dy – za to-bą – zba-wie-nia – Słoń-ce.
Tak, nasza zbiórka była dawno temu…
PS Miałem napisać felieton o kształtowaniu uczuć patriotycznych; miałem także przekonać wszystkich czytelników, że harcerz potrafi zorganizować nietypową zbiórkę szczepu w trudnych warunkach. I że kształtować te uczucia trzeba w działaniu, czynnie. Wyliczmy: piękno Warszawy, tajemnicze o tej porze Łazienki, przybliżenie harcerzom dramatu Wyspiańskiego, poznanie historycznego Belwederu (padło tam przecież nazwisko Piłsudskiego), autentyczne wydarzenia historyczne itd., itd. Zamiast tekstu, że nie kształtujemy postaw harcerskich, stając pod pomnikami, wyszła mi ckliwa opowieść starszego pana o fragmenciku działalności mojego szczepu. Ale może takie opowieści też są potrzebne? I pobudzają do myślenia?