Rożności

Mój nienowoczesny punkt widzenia

Kilka dni temu moja przygoda z ZHP się zakończyła – nie na skutek impulsu, sporu personalnego czy nieprzemyślanej gwałtownej reakcji. Nikt mnie nie oceniał, nie startowałem w żadnych wyborach, nie byłem też obiektem żadnego ataku ani hejtu. To decyzja, która od dawna we mnie narastała, a ostatni zjazd i to, co na nim się wydarzyło, ostatecznie ją przypieczętowało.

Moje harcerstwo jest jasno i precyzyjnie zdefiniowane. Pisałem o tym nieraz. Harcerstwo, jakie nosze w sercu i umyśle, to harcerstwo głębokie, refleksyjne, motywujące do bycia lepszym, przekraczające granice niemożności. Harcerstwo, w którym Honor, Bóg, Ojczyzna, wierność idei, lojalność wobec rodziny i przyjaciół stanowi samo sedno. Nie jest z pewnością moim harcerstwem harcerstwo bez Boga, bo na tym przekonaniu cały mój świat stoi. Dlatego w sprawie Boga kompromisu zawierać nie chcę, bo sprzeniewierzyłbym się sam sobie. Albo w coś wierzę i jest to dla mnie ważne, albo tylko udaję, że tak jest.

Czy powinniśmy zrezygnować ze swoich poglądów i zasad w imię fałszywie pojętej tolerancji? Czy tylko udajemy i naprawdę nie rozumiemy, że tolerancja to pozostawianie przestrzeni i wolności tym, którzy myślą i postrzegają świat inaczej. To nie oznacza jednak, że musimy kroczyć tą samą ścieżką i przyjmować te same postawy i poglądy.

Mam wrażenie, że gdybyśmy w przyrzeczeniu zamiast słowa „Bogu” użyli słowa „Tolerancji”, zjazd przyjąłby to prawie przez aklamację. To ścieżka donikąd. To nie buduje mocnego kręgosłupa, kogoś, kto w przyszłości będzie zdolny do obrony tego, w co wierzy – i bez znaczenia wówczas będzie, czy będzie bronił Boga, czy wolności. Zawsze sobie wówczas można to zrelatywizować.

Jestem zaskoczony, że w ZHP tak wielu ludzi ma z tym problem. Relatywizowanie wszystkiego, dla własnego komfortu, wygody, konformizmu, a może z braku odwagi – to nie ideał wychowawczy w harcerstwie, jaki wyznaję. Ten relatywizm przenosi się później na to, jak zachowujemy się w przestrzeni publicznej i oczywiście także harcerskiej. A my ponoć wychowujemy ludzi gotowych na stawianie sobie i podejmowanie wyzwań.

Ostatni Zjazd ZHP pokazał, jak bardzo daleko jesteśmy od ideałów i wartości, które głosimy. Zamiast rozważań na argumenty były ataki na dobre imię, podważanie godności i dobrego imienia tzw. przeciwników. Przy częstej aprobacie lub aplauzie sali. Nic nam nie przeszkadza, jesteśmy gotowi mnóstwo rzeczy zamieść pod dywan i udawać, że nic się nie stało.

Dla mnie stało się – i to bardzo wiele. Niewygodne prawdy zamieniamy w plotki lub żądamy dowodów, a jak coś jest wygodne i nam pasuje, to mówimy, że przecież słowo wystarczy, bo nie prawda ma na to wpływ, tylko punkt siedzenia. Wtedy, kiedy trzeba zabrać głos, milczymy i udajemy, że to nas nie dotyczy. Poddajemy się presji tych, którzy bardziej krzyczą i nie mają w sobie zahamowań i przyzwoitości, żeby innych sponiewierać, ośmieszyć, zhejtować.
Smuci mnie, że tak mało w nas odwagi do otwartego i szczerego dialogu. Że boimy się prezentować swoje poglądy, swoje zdanie, ocenę faktów i ludzi. Boimy się ostracyzmu, hejtu, opluwania, więc zaklinamy rzeczywistość, że to, co uważamy za złe, nieetyczne, dzieje się poza nami i nas nie dotyczy. Nie chcę takiego harcerstwa i nie muszę w tym uczestniczyć. Nie należę do żadnej bandy, grupy, partii i szkoda mi czasu na tego typu zawody.

Jeśli wierzymy w jakieś dobro, to stawanie przez nas po stronie tego dobra powinno być jednoznaczne i oczywiste. Wiara w to dobro pozwala nam się podnieść, kiedy upadamy i sprawia, że wciąż możemy zmieniać swoje życie. Jeśli poważnie traktujemy naszą misję w harcerstwie, to wartości, na jakich chcemy wychowywać, umacniać, utwierdzać ideowy fundament młodych muszą być jasne i sprecyzowane. Nie da się zbudować mocnego i trwałego fundamentu na rozmytych i rozstrzelanych od lewa do prawa wizjach świata i związanym z tymi wizjami paradygmacie aksjologicznym. Dlatego uważam, że wprowadzenie dwóch rot Przyrzeczenia Harcerskiego z punktu widzenia procesu wychowawczego i wychowywania przez przykład osobisty jest antywychowawcze i ma tylko stwarzać pozory otwartości, żeby wszyscy byli zadowoleni. Myślę, ze uczciwiej i lepiej by było, gdyby w ZHP po prostu służbę Bogu usunąć, bo już dziś większości ten Bóg mocno przeszkadza.

W harcerstwie wychowujemy przez przykład, on tu jest fundamentalny. Więc jeśli mamy wzorzec niespójny, rozmyty, to albo świadomie zakładamy, że nic z tym nie będziemy robić, albo kompletnie nie rozumiemy, że „całym życiem” oznacza naturalność i autentyczność w wychowaniu i żadne definicje, nowe opisy HSW, korporacyjny ład i cała reszta tego nie zmienią bez przejrzystego przykładu osobistego, od samej góry począwszy.

Żeby ten przykład dawać, trzeba samemu wiedzieć, kim się jest, i wierzyć w to, co robimy i jak żyjemy. W dzisiejszym ZHP po prostu tego zwyczajnie brakuje. Udajemy, a może nawet tak myślimy, że da się wszystkie poglądy pogodzić, i że, jak to często słyszę – „harcerstwo jest dla wszystkich”. Ja tak nie uważam. Ale to oczywiście mój punkt widzenia, bo większość uważa inaczej.

Ostatnie zamiany w Przyrzeczeniu Harcerskim i Prawie Zucha to tylko kolejny krok w budowaniu innego modelu harcerstwa niż ten dotychczasowy, lub jak prekursorzy zmian mówią – ten tradycyjny. Bo harcerstwo ma odpowiadać na potrzeby społeczne, a nie stać w miejscu. To kolejna nieprawda, na podstawie której chcemy budować i zmieniać harcerstwo. W każdym razie ja tej prawdy nie akceptuję. Udało się już zmienić 10 punkt Prawa Harcerskiego, a kolejne zmiany są tylko kwestią czasu.

Podążanie jak w owczym pędzie ścieżką poprawności politycznej sprawia, że w ZHP coraz trudniej uzyskać odpowiedź na pytania, czy jest nadal wola do wychowania do życia w rodzinie, kształtowania postaw kobiet i mężczyzn według różnych wzorców, akceptowania poglądu, że jedną z najważniejszych ról społecznych (chociaż nie jedyną) jest bycie ojcem i matką. Pod coraz większym znakiem zapytania pozostaje kwestia tego, jak dzisiaj postrzegamy patriotyzm. Nie obrażam się na to, że tak jest – to oznaka wolności i suwerenności, tyle że moja wolność mi mówi, że tak nie chcę.

ZHP ewidentnie skręca w lewo (i nie mam tu na myśli polityki, tylko pewną wizję świata) i o ile po II wojnie światowej taki kierunek był wymuszony, polityczny, to dzisiaj ten skręt jest naturalny, ponieważ wynika z woli większości instruktorów i jest wyborem ideowym podejmowanym w ramach suwerennych decyzji. O ile w 1990 r. a później w 1995 dokonywano zmian w przyrzeczeniu z przyczyn strategicznych lub politycznych, po to by osiągnąć określone cele, takie jak budowanie wiarygodności w nowej polskiej rzeczywistości czy powrót do WOSM, to dzisiaj zmiany wynikają z woli większości instruktorów i ich przekonań.

Skoro tak to widzę i jestem w mniejszości, to jedyne, co mogę zrobić, to powiedzieć: do widzenia, nie chcę w tym uczestniczyć, bo to nie moje harcerstwo, nie mój świat, nie moje wartości. I nie wartościuję, czy to gorsza, czy lepsza koncepcja harcerstwa, mówię tylko wyraźnie, że nie moja. A skoro w ZHP większość mojego poglądu nie podziela, to pozostaje mi albo zmienić zdanie i zrezygnować z tego, jak to widzę i przyjąć ten punkt widzenia, albo dać sobie spokój.

Popularne w Polsce hasło: „Nie przejmujmy się tym, co uchwalają i róbmy swoje” jest z definicji nie do zaakceptowania i w moim przekonaniu nie ma na to przyzwolenia, bo to po prostu jest niewychowawcze. W ludziach zawsze ceniłem sobie odwagę w konsekwentnym trzymaniu się swoich zasad. Wolę tych, co twardo i zdecydowanie bronią swojego ateizmu, niż tych, co to mówią, że wierzą i są katolikami, tylko są tak bardzo tolerancyjni, że są gotowi zrezygnować z tego, w co wierzą. To taka intelektualna ściema. Nie można być trochę w ciąży, bo z tego nic dobrego się nie urodzi (jako ojciec 6 dzieci wiem, o czym mówię). Jeśli nie wychowujemy ludzi, którzy będą w stanie bronić tego, w co wierzą, to po co to wszystko. Mamy zmieniać świat, a nie zabierać się z głównym nurtem. Mamy z tym ogromny problem w wymiarze indywidulanym i organizacyjnym. Boimy się, że naszą bezkompromisową postawą komuś się narazimy i coś na tym stracimy. Ktoś nas przestanie lubić, władza nie da nam kasy, a znajomi się od nas odwrócą.

Dziś problem w ZHP nie mają ateiści, ale tzw. tradycjonaliści i to oni muszą zdecydować, co dalej chcą robić. Mogą oczywiście udawać, że nic się stało, że u nich w środowisku to nie ma znaczenia i że przecież są tak nowocześnie tolerancyjni, że każdą następną zmianę kierunku też przetrzymają. Mogą też łykać i racjonalizować modną i często ostatnio powtarzaną tezę, że społeczeństwo się zmienia, to i harcerstwo powinno się dostosować i w imię tego dostosowywania dokonywać rewizji swojego systemu wartości, bo przecież mamy XXI wiek.

Ja takiej potrzeby nie widzę i dostosować się nie chcę, bo bardzo cenię sobie wolność wyboru – w końcu w dążeniu do tej wolności gotów byłem kiedyś swoją osobistą stracić. Nie chcę też być na kolejnym froncie walki ideologicznej w ZHP, bo nie widzę w takiej walce żadnej wartości, poza karmieniem czyjegoś ego, a kierunek zmian w ZHP uważam za nieodwracalny. To był dla mnie naprawdę świetny czas. Na ZHP będę spoglądał z sentymentem i mnóstwem pozytywnych emocji. Mam w nim sporo przyjaciół i jeszcze więcej jedynych i niepowtarzalnych przeżyć.

Marian Antonik

3 24 votes
Article Rating
Subskrybuj
Powiadom o
guest
1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Włodzimierz Zielicz
Włodzimierz Zielicz
1 rok temu

Wypisz wymaluj, nawet miejscami słowo w słowo, to samo wydrukowały w zeszłym tygodniu „Sieci” … razem z lustracją wybranego na ostatnim zjeździe przewodniczącego ZHP za … walkę z KORUPCJĄ w ministerstwie, w którym pracował …&nbspcomment image Oczywiście taka lustracja jest w zgodzie ze wszystkimi wartościami jak najbardziej …&nbspcomment image