Jako przewodniczący komisji stopni instruktorskich przy Głównej Kwaterze ZHP w każdym tygodniu (czasem po kilka razy) słyszę o różnych problemach w funkcjonowaniu Systemu stopni instruktorskich. Raz wynikają one z niedoskonałości tego systemu, innym razem z tzw. czynnika ludzkiego (powiedzmy wprost: krnąbrnych i robiących „po swojemu” opiekunów lub członków komisji), najczęściej jednak sytuacje problemowe wynikają i z tego, i z tego.
Ostatnio miałem na tapecie taki właśnie przypadek, gdy zawiedli i ludzie, i system. Krótko mówiąc (i mocno upraszczając) było to tak:
Instruktor zamyka próbę podharcmistrzowską. Opinia opiekuna w porządku, komendanta hufca – niejasna i bez stanowczych wniosków, komisja hufcowa jest niezbyt przekonana, a właściwie chyba w ogóle nie jest przekonana, że próbę należy zamknąć, ale wobec zrealizowania zadań wnioskuje do komendanta o zamknięcie tej próby z wynikiem pozytywnym i przyznanie stopnia phm. Ale… właściwie to ta komisja jednak jest przeciwna zamknięciu, jednak niech komendant zadecyduje. Komendant więc decyduje – zamyka próbę z wynikiem negatywnym.
Koniec historii? Nie, to dopiero początek. Instruktor zamykający próbę odwołuje się do komendanta chorągwi. I… ma rację, ponieważ zgodnie z Systemem stopni instruktorskich (ściślej: zgodnie ze zmianami, które weszły w życie w styczniu 2017 r.) komendant hufca MUSI ogłosić decyzję i przyznać stopień zgodnie z wnioskiem swojej KSI. Można się zżymać, że pełni tylko rolę przekaźnika decyzji komisji, że jego rozkaz staje się słupem ogłoszeniowym itp., itd. Cóż, tak jest i już.
A komendant chorągwi? Co może zrobić w takiej nietypowej sytuacji? Właściwie nie ma wyjścia – MUSI stwierdzić nieważność decyzji komendanta hufca.
Nie będę pisał, co się zdarzyło dalej, ponieważ chcę skoncentrować się na tym, jakie wnioski płyną z tej historii. A pokazuje ona wiele interesujących zjawisk występujących w ZHP.
Po pierwsze – bardzo często nie umiemy brać odpowiedzialności za decyzje. Nie mamy odwagi napisać czegoś nieprzychylnego w opinii, powiedzieć „jeszcze za wcześnie” albo „to trzeba poprawić”.
Po drugie – zapominamy o jakości, wybierając lojalność wobec osób a nie organizacji. Właśnie dlatego w opinii dla kumpla napiszemy, że był świetnym instruktorem na obozie, choć wcale tak nie było i w ten sposób wpływamy na obniżenie jakości naszej kadry.
Po trzecie – konstruując przepisy „wylewamy dziecko z kąpielą”, tworząc często zapisy pod konkretne przypadki albo z założeniem złej woli władz je stosujących.
Po czwarte – co jest dla mnie największym odkryciem wynikającym z tego przypadku: nie mamy „bezpieczników” w takich szczególnych okolicznościach, gdy inni zawiodą. O czym myślę? Choćby o zapisie (którego nie ma), że podstawowym zadaniem komendanta hufca, komendanta chorągwi i naczelnika ZHP jest dbanie o jakość i dobre imię harcerstwa. Takie jedno, bardzo ogóle sformułowanie w Statucie ZHP mogłoby dać możliwość zdecydowanego działania komendantom, gdy inni zawiodą.
hm. Grzegorz Całek
numer 2/2018