To było dawno, dawno temu. W drugiej połowie lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku, w czasach, o których niektórzy chcieliby zapomnieć, a których się nie da wymazać z historii Polski, także tej harcerskiej. W szkole instruktorskiej w Oleśnicy Związek Harcerstwa Polskiego organizował Międzynarodowe Forum Wymiany Doświadczeń Instruktorskich. Zjeżdżali na nie instruktorzy organizacji pionierskich, tych zrzeszonych w Światowej Federacji Młodzieży Demokratycznej, której w tamtych czasach ZHP było członkiem, ale także przedstawiciele organizacji skautowych. Wówczas tylko mogło nam się marzyć, by wstąpić do WOSM lub WAGGGS. Polityka naszego państwa to uniemożliwiała.
I na jaki temat dyskutowali w Oleśnicy instruktorzy o bardzo różnych światopoglądach? Co wypracowywali? Tematem obrad był projekt oenzetowskiej Konwencji Praw Dziecka. Konwencji, której Polska w 1979 r. była pomysłodawcą. Prace toczyły się, jak to w takich przypadkach zazwyczaj bywa, latami. A nasza organizacja była wiodąca wśród kilkudziesięciu innych w wypracowywaniu ostatecznych zapisów tejże konwencji, która ostatecznie przyjęta została przez ONZ w roku 1989 i ratyfikowana przez Polskę dwa lata później.
Nie będę tu przypominał zbyt wielu zapisów konwencji, zauważę tylko, że zobowiązaliśmy się jako państwo do zapewnienia dzieciom odpowiedniego standardu życia oraz do ochrony ich zdrowia. I my, ZHP, w tamtych czasach te zapisy wypracowywaliśmy. Zacytuję jednak fragment artykułu 22: Państwa-Strony podejmą właściwe kroki dla zapewnienia, aby dziecko, które ubiega się o status uchodźcy bądź jest uważane za uchodźcę w świetle odpowiednich przepisów prawa międzynarodowego lub wewnętrznego stosowanego postępowania, w przypadku gdy występuje samo lub towarzyszą mu rodzice bądź inna osoba, otrzymało odpowiednią ochronę i pomoc humanitarną przy korzystaniu z odpowiednich praw zawartych w niniejszej konwencji lub innych międzynarodowych aktach dotyczących praw człowieka oraz innych dokumentach w sprawach humanitarnych. Zaś w artykule 24 czytamy: Państwa-Strony uznają prawo dziecka do najwyższego poziomu zdrowia i udogodnień w zakresie leczenia chorób oraz rehabilitacji zdrowotnej. Państwa-Strony będą dążyły do zapewnienia, aby żadne dziecko nie było pozbawione prawa dostępu do tego rodzaju opieki zdrowotnej. Mowa jest, zauważmy, o każdym dziecku.
Piszę ten felieton, nawiązując do artykułu, jaki opublikował przed miesiącem naczelny redaktor „Czuwaj”. Zadał on otwarte pytanie – dlaczego Związek Harcerstwa Polskiego nie wypowiada się w istotnych dla dzieci problemach. Punktem wyjścia był los obcokrajowców – imigrantów, uciekinierów – którzy przekroczyli naszą granicę z Białorusią i znaleźli się w Polsce. Los dzieci, które wywożone są z powrotem wraz z ich rodzicami na granicę czy też za granicę, bo los tych dzieci opinii publicznej nie jest znany. Hm. Grzegorz Całek zadał też to samo pytanie dotyczące innych istotnych problemów, tym razem polskich dzieci. Dlaczego ZHP nie bije na alarm, dlaczego nie ma własnego zdania. Jakie są tego powody?
Przed laty byliśmy organizacją, która w tamtym ustroju liczyła się jako partner polskich władz, organizacją, która mogła współtworzyć międzynarodowe zasady prawne. Dziś nasza rola sprowadza się do skromnej roli związku, który nie chce reprezentować, nie chce się troszczyć o los i wychowanie dzieci, tych, które niekoniecznie są harcerzami lub skautami. To smutny fakt.
Ale nie dziwmy się, że tak jest. W ZHP aż strach jest zadać takie proste, fundamentalne przecież dla istnienia autentycznego ruchu harcerskiego, pytanie. Śmieszno i straszno, że pozwolę sobie na rusycyzm, było poczytać w internecie reakcje naszych instruktorów pod artykułem Grzegorza. Po pierwsze zadziwia, że niektórzy uznali, że nie ma problemu, że tak właśnie – wywozić na granicę Białorusi dzieci i ich rodziców – należy. Piszą to instruktorzy harcerscy, wydawałoby się rozumiejący, kim jest dziecko, nawet jeżeli nie czytali Konwencji Praw Dziecka ONZ, ale znający przecież na pamięć Prawo Harcerskie. Po drugie zadziwia postawa jakiegoś „druha” (cudzysłów wpisuję tu świadomie), który zdecydował, iż z powodu zadania przez naszego naczelnego tego kluczowego pytania: „Dlaczego?” rezygnuje z prenumeraty „Czuwaj”. Albo postawa innego, który stwierdził, że ten artykuł jest jak z „Gazety Wyborczej”. W ten sposób chciał pewnie obrazić naszego naczelnego, sytuując go w jakiejś politycznej bańce. Moim zdaniem tekst Grzegorza spokojnie mógłby ukazać się w „Gościu Niedzielnym” lub „Naszym Dzienniku”. Druh ten (ze względu na dawną znajomość nie będę go wstawiał w cudzysłów) wszak jest czytelnikiem takiej właśnie prasy i nie mam mu tego za złe. Nie będę analizował innych wypowiedzi, choć aż korci, aby zakpić z autorów niektórych komentarzy.
Ważne jest, że obok słów poparcia Grzegorza przez wiele osób, znalazło się grono przeciwników, grono tych, którzy uważają, że należy siedzieć cicho. Wolałbym, naprawdę bym wolał, żeby ktoś napisał: – Tak, zabierzmy głos, przecież aktualne podstawy programowe w szkołach są dobre i minister Czarnek świetnie kieruje swym urzędem, widzimy, że mamy w kraju odpowiednią opiekę nad dziećmi i młodzieżą z kłopotami psychicznymi, i humanitarne jest odwożenie dzieci i ich rodziców – uciekinierów czy imigrantów ekonomicznych na granicę z Białorusią. – Dlaczego tak uważam? Z tymi instruktorami, którzy ewidentnie nie mają racji, można dyskutować. Przekonywać ich. Pokazywać, że białe jest białe a czarne – czarne. Przecież inaczej być nie może.
I tu mógłbym zakończyć felieton, gdyby nie okazało się, że honor (tak uważam) naszej organizacji uratował Hufiec Warszawa-Mokotów im. Szarych Szeregów. 8 października instruktorki i instruktorzy tego hufca opublikowali stanowisko w sprawie uchodźców. Bardzo mądre. Zachęcające do udzielania pomocy tym, którzy znaleźli się (niezależnie z jakiego powodu) w tak trudnej sytuacji. Jeden z komentarzy pod tym stanowiskiem na fb brzmiał: – To powinno być stanowisko ZHP. – Otóż to.