Szekla – metalowa klamra w kształcie litery „U” lub „Ω”, tworząca zamknięty obwód, otwierany i zamykany za pomocą śruby lub sprężynowej zapadki, służąca do łączenia elementów takielunku, np. liny z żaglem oraz szybkiego i czasowego łączenia lin zakończonych okiem, łańcuchów i ich kombinacji” – tyle definicja encyklopedyczna. My – Zespół Kadry Kształcącej Chorągwi Zachodniopomorskiej „Kompas” wybraliśmy to słowo na nazwę organizowanego przez nas kursu podharcmistrzowskiego. Dlaczego? Bo naszym zdaniem podharcmistrz to ten, który łączy ludzi, łączy różne zespoły w hufcu.
Kilka edycji kursu skłoniło mnie do podzielenia się z czytelnikami „Czuwaj” refleksjami. Często słyszy się, że instruktorom trudno zdecydować się na udział w kursie podharcmstrzowskim, że to duże obciążenie, że nie mają czasu. Ale uwierzcie, naprawdę warto – i zorganizować taki kurs, i wziąć w nim udział.
Dotychczas „Szeklę” ukończyło 57 osób. Rozpiętość wiekowa od 19 do… 82 lat. Pochodzili z różnych hufców: małych terenowych, skąd większość młodych ludzi wyjeżdża za pracą i gdzie harcerstwo cieszy się estymą wśród lokalnych władz, z hufców miejskich Szczecina i z hufców, gdzie drużyny są porozrzucane po całym powiecie. Z miejsc, gdzie dopiero się odradza harcerstwo a oni są tego sprawcami, i z hufców o dużych tradycjach. Uczestnikami byli instruktorzy naszej chorągwi, ale byli też z Suwałk, Bydgoszczy, Śmigla. Wśród kursantów znaleźli się też instruktorzy, którzy ukończyli nasz pierwszy chorągwiany kurs przewodnikowski „Spinaker” w 2012 r. Zjawiali się tacy, którzy wracali do służby instruktorskiej po odchowaniu swoich dzieci, często dopiero tu zapoznając się ze zmianami w Związku i ucząc się go na nowo. Byli też starsi instruktorzy, którzy mówili, że muszą się rozwijać, aby dać przykład młodemu pokoleniu, bo od lat nosili granatową podkładkę, a obok nich dorosły ich zuchy lub harcerze, którzy już zdobyli szlify instruktorskie. Jedna z kursantek powiedziała, że właśnie „jej dziecko” spowodowało, że wzięła udział w kursie, bo szuka opiekuna próby przewodnikowskiej i chce tylko ją… Ale pojawiła się też nowa grupa instruktorów, którzy w latach szkolnych nie byli w harcerstwie, dopiero z własnymi dziećmi przyszli na pierwszą zbiórkę gromady bądź drużyny i… zostali; rozpoczęli drogę instruktorską jako świadomi, dorośli ludzie. No i mieliśmy 82-letniego seniora, który doskonale odnalazł się wśród o wiele młodszych kursantów, zdobywając ich przyjaźń i szacunek.
Wszyscy bez względu na wiek wspaniale dogadywali się między sobą i współpracowali – różnice wieku paradoksalnie wzmacniały każdą grupę kursową. Pierwszy wieczór zawsze przybliżał nas do siebie, a kolejne zadania ułatwiały tworzenie się więzów między kursantami. Gdybym miała zdecydować, co przede wszystkim gwarantowało każdej edycji „Szekli” sukces, wskazałabym na otwartość uczestników: otwartość na innych kursantów, na zajęcia, na nas jako prowadzących. I wspólne poszukiwanie rozwiązań podczas realizacji zadań czy szukanie wyjścia z sytuacji trudnych. Charakteryzowało ich jedno: chcieli! Chcieli na kurs przyjechać, pogodzili życie prywatne, rodzinne i obowiązki harcerskie, biwaki kursowe – dali radę.
I jeszcze przejawiali własną inicjatywę. Jedna z ekip „Szekli”, aby dopracować swój projekt, spotkała się pomiędzy biwakami w Koszalinie, ponieważ większość kursantów mieszkała właśnie tam. A w noc przed przedstawieniem dla dzieci z Domu Dziecka dopracowywali szczegóły, ćwicząc teatr cieni do drugiej nad ranem. Inna ekipa kursowa wstała o piątej rano, aby zjawić się w komplecie u kapelana chorągwi na mszy o godzinie 6.00. Jeszcze inna stworzyła zbiór pląsów i zabaw – nagrali je na swój użytek i udostępnili na zamkniętym profilu kursu FB. Był też projekt realizowany w środku tygodnia – bieg patrolowy dla dzieci ze Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego nr 2 w Szczecinie, była „Harcrama” pośrodku miasta, czyli zdjęcia z harcerzami. Były wędrówki z gotowaniem obiadów nad ogniskiem, kiedy niejeden przyszły podharcmistrz po raz pierwszy sam gotował zupę gulaszową. Była obrona twierdzy w grze paintballowej i przeprowadzenie ankiety wśród dzieci i młodzieży spacerującej po Wałach Chrobrego.
Każda edycja „Szekli” miała swój hit programu, niezapomnianą atmosferę i energię, która udzielała się też kadrze. Pamiętam, gdy w trakcie pracy nad zadaniem zabraliśmy kursantom kilka materiałów. Do końca dnia chodzili obrażeni na nas, szepcząc i miotając nieprzyjazne spojrzenia… Nagle w środku nocy otrzymaliśmy do nich zaproszenie – okazało się, że grupa przygotowała ucztę pełna słodkości i owoców a ich miny i złość, początkowo prawdziwa, była specjalnie podtrzymywana, aby w nas wzbudzić niepokój. I pamiętam gorączkę obrony i oskarżenia w czasie sądu nad poglądem; dylemat sądu przy wydawaniu wyroku. Po jednym z biwaków kursanci zamiast udać się do domów po intensywnym weekendzie, grali w piłkę, bo nie mogli się rozstać. To ja pierwsza wsiadłam do samochodu i zostawiłam ich brykających na trawniku. Po kursie trwa zawsze wspólne kibicowanie tym, którzy stają przed komisją stopni, aby zamknąć próbę, oraz radość – też wspólna – z „zazielenienia się”, jak mówią nasi kursanci.
Szczególnie zapadł mi w pamięć początek pierwszej „Szekli”, gdy na zakończenie gry miejskiej kursantka podsumowała dzień: – Jak to fajnie, że mogłam przeżyć taką grę, że ktoś coś dla mnie zrobił, bo zawsze to ja organizuję dla dzieci i innych, i świetnie się na grze bawiłam…
Kurs składający się z trzech biwaków to czas budowania zespołu wraz ze wszystkimi elementami procesu grupowego – negocjacje przy podziale zadań, sprawdzanie swoich umiejętności argumentacji, docieranie się w pracy. Pojawienie się lidera w grupie, który prowadzi ją do sukcesu, a czasem walka o przywództwo w grupie. To także emocje buzujące w trakcie konfliktów i emocje radości z udanych przedsięwzięć, z pracy indywidualnej. Rozmowy, często po nocach lub do ostatniego dyskutanta, wymiana doświadczeń, dzielenie się poglądami, próba porównania swoich ścieżek życiowych i instruktorskich.
Być może nie wszystkim jest dane dojrzeć do decyzji o udziale w kursie podharcmistrzowskim, bo uczestniczenie w takim kursie to nie tylko realizacja wymagań próby. To otwartość na własny rozwój oraz chęć spotkania innych instruktorów z ich własnym światem, z ich emocjami, ich sukcesami i problemami.
Każda kolejna edycja „Szekli” – kursu podharcmistrzowskiego, na który przyjeżdżają ci, którzy zdecydują się na przeżycie tej przygody – to dla nas kadry i dla uczestników czas, który spędzamy razem, ucząc się od siebie nawzajem i budując coś, czego nie można zbudować bez osobistego kontaktu: prawdziwą więź pomiędzy instruktorami.
hm. Anna Brejwo
przewodnicząca KSI Chorągwi Zachodniopomorskiej
numer 6-7/2017