Siedziałem któregoś pięknego słonecznego popołudnia w zacnym gronie instruktorskim. Jak to w takim towarzystwie bywa, rozmawialiśmy na różne tematy, czasem ściśle harcerskie, czasem dotyczące naszych trudnych wychowanków lub osobistych wnuków. I wtedy, wiecie, jak to bywa z instruktorami w pewnym wieku, usłyszałem: – A za moich czasów… – Cóż tam takiego było za czasów druha harcmistrza? Nic nowego pod słońcem. Za czasów tego druha najwyższy stopień instruktorski można było zdobyć, gdy już się było zdecydowanie starszym, niż dzisiejsze dzieciaki, które noszą czerwoną podkładkę pod krzyżem. Patrzy druh na tę harcerską młódź i widzi, że oni niczego nie potrafią, bo jak można w wieku 25 lat cokolwiek umieć albo mieć doświadczenie na poziomie harcmistrzowskim.
Gdy słucham wypowiedzi starszych instruktorów, czasem pełniących przed laty ważne funkcje, gdy myślę, jak zniekształcony obraz ówczesnego i współczesnego harcerstwa prezentują, robi mi się smutno. No tak, gdy się jest dziadkiem, to nasi 25-latkowie są dzieciakami. Ale skąd ta pewność, bo druh harcmistrz był pewny swych opinii, że teraz to tak łatwo ten stopień się zdobywa, bo za jego czasów… i skąd ta pewność, że oni, ci młodzi, niewiele potrafią. Wydaje mi się, że ów druh nie jest samotną wyspą ze swoimi poglądami. A mógłby przecież mój rozmówca, płacący składki instruktorskie i mający zaliczoną służbę, sięgnąć do współczesnego Systemu Stopni Instruktorskich i sprawdzić, jakie zadania przed kandydatem na harcmistrza stawia nasza organizacja. Zresztą chyba nie tylko o wymagania regulaminowe tu chodzi. Bo mógłby też, mając wieloletnie doświadczenie z owymi dzieciakami współpracować, wiedziałby o nich nieco więcej, niż dzisiaj wie.
Pisałem w jednym z poprzednich felietonów, że w tamtych dawnych czasach powierzano nam, młodym, bardzo odpowiedzialne zadania. Że ja swoje samodzielne zgrupowanie prowadziłem, mając 19 lat, a było to przecież obozowisko w lesie, takie normalne, z budowanymi przez nas kuchniami z cegieł i z jednym rozpadającym się samochodem marki warszawa, którym dowoziliśmy żywność. Bez prądu, bez telefonu, nawet bez zwykłej ręcznej pompy. Komendanci podobozów mieli lat 18. Cała trójka. Obóz był w turnusie sierpniowym, bo komendanci i oboźni w lipcu zdawali na studia. Te instruktorskie zadania czasem wtedy nas przerastały. Ale na ogół wywiązywaliśmy się z nich bezbłędnie.
A jak to było z tymi harcmistrzami za moich czasów? Otrzymałem ten stopień mając 24 lata. Nie ja jeden w tym wieku. Uważałem, że trochę za późno, ale miałem na pieńku z moim ówczesnym komendantem hufca, a właściwie to on miał na pieńku ze mną. Ot, wziąłem na siebie ciężar odpowiedzialności za wybryk mojej kadry obozowej, nie, nie na tym obozie, który był moim pierwszym, nie – dwa lata później, i poniosłem tego surowe konsekwencje. Tu chyba muszę coś wytłumaczyć współczesnej kadrze. W tamtych czasach stopni instruktorskich nie zdobywaliśmy. Harcerskie – tak. Ale instruktorskie były przyznawane zgodnie z decyzją naszych władz. Istniała oczywiście w hufcu komisja stopni, ale przed przyznaniem stopnia z zainteresowanymi nie rozmawiała. Było jak w wojsku – kolejny stopień był swoistą nagrodą za wzorową służbę. O błędnie przyznanych stopniach pisać tu nie będę, a takie przypadki też bywały.
Nawet ten najwyższy, gdy już go wymyślono, stopień harcmistrza Polski Ludowej był przyznawany przez długi czas za zasługi – należało pełnić co najmniej dziesięć lat służbę w stopniu harcmistrza. Po jakimś czasie wymyślono, że druhny i druhowie z czerwonymi podkładkami, aby otrzymać tę biało-czerwoną, mają pisać raport. A ja żadnego raportu nie pisałem.
Jak jest dziś. Uważam, że opinia mojego rozmówcy była błędna. Bo nie tylko poziom dzisiejszych harcmistrzów nie jest niższy, niż tych sprzed lat, ale część naszych młodych instruktorów bardzo późno otwiera swą próbę. I to nie dlatego, że przeczytali w regulaminie, że po otrzymaniu podharcmistrza muszą popracować rok. Nie otwierają z różnych powodów. Bo nie mają zapału, bo nie mają czasu, bo ten stopień nic nie daje, chyba że chce się zostać komendantem chorągwi lub członkiem sądu harcerskiego. Potencjalnych harcmistrzów w moim hufcu jest wielu, a próby otworzyli nieliczni.
Mam ten komfort, że zawsze mogę popatrzeć na grupkę harcmistrzów, którymi się opiekowałem, gdy zdobywali nasz najwyższy stopień. Pełny przekrój. Od rzeczywiście 25-latków do instruktorów 50-letnich. I w żadnym przypadku nie mogę powiedzieć, że to grupa nieopierzonej kadry. Jest ona dzisiaj, na różnych szczeblach organizacji, czynnie zaangażowana w jej pracę. I tak jak my przed wieloma laty oni teraz pracują w harcerstwie z sukcesami.
Dlaczego o tym piszę? Bo rolą takiego instruktora jak ja jest tłumaczenie, że dawniej to było dawniej. Było inaczej. Inny był świat i inna, choć także wspaniała, nasza organizacja. Wtedy byliśmy młodzi, dziś jest młoda kadra w wielu hufcach, w moim też. Na szczęście pamiętam, co w harcerstwie robiłem w ich wieku. Harcerstwo mamy inne, współczesne i bardzo bym chciał, abyśmy mieli w nim jak najwięcej „dzieciaków” z czerwonymi podkładkami pod krzyżem. I aby oni podejmowali się organizowania takich wydarzeń, jakich myśmy podejmowali się, mając 20 czy 25 lat.
Siedziałem więc w słoneczne popołudnie w zacnym gronie instruktorskim, myślałem o przeszłości i przyszłości. Myślałem o naszych wspaniałych 25-letnich harcmistrzach. Ciekawe, co będą za 50 lat myśleć o swej przeszłości i jaka wtedy będzie nasza organizacja. Ciekawe, bardzo ciekawe.
Pamiętam, gdy jako młody- 16 letni instruktor, czekałem na felietony dh Adama, w harcerskiej prasie. Tak to on skrzywił moją postawę instruktorską, nie zawsze zgodną z nurtem hm-ów i hm-ów PL w moim środowisku. Niestety kolejny raz muszę się z nim zgodzić. Wiele lat kombinowałem jak tu nie zostać harcmistrzem, bo po co? Jednak swój stopień zdobyłem, nie jak drzwiej bywało dostałem. Cieszę się z każdego phma i hma, zdobytego przez nastolatka i dwudziestokilkulatka. My stare wygi, powinniśmy ich wspierać, by jak najprędzej zdobyli ten stopień. „To co było minęło”, jednak jest naszą historią. By być awangardą, musimy przeć na przód, do tego niezbędna jest świeżość nowych- dwudziestoletnich harcmistrzów.
Tak, zgadzam się, że stopień harcmistrza uległ „odczarowaniu” i bardzo dobrze! Pamiętam – ja z małego hufca, miałam 18 lat stopień przewodniczki i pojechałam na kurs drużynowych specjalnościowych do Perkoza. A tam chłopak – lat 22, student z akademii wojskowej we Wrocławiu … w stopniu harcmistrza. Dla mnie to było niepojęte, bo u nas czerwone podkładki mieli.. seniorzy, zasłużeni dla hufca, autorytety. Zderzenie z rzeczywistością – a to możliwe? Mieć 22 lata i czerwoną podkładkę? To tak można?
Ano można.. Teraz można i trzeba! Im szybciej się o tym przekonamy tym lepiej.
Your point of view caught my eye and was very interesting. Thanks. I have a question for you. https://accounts.binance.com/ar/register-person?ref=V2H9AFPY