Oj, jakich to ja instruktorów obserwowałem w czasie mojej półwiekowej harcmistrzowskiej instruktorskiej służby. Tych wspaniałych, mających znakomity kontakt z młodzieżą, i tych całkiem przeciętnych. Tych, którzy mieli tysiące nowatorskich pomysłów, czasem zupełnie nierealnych i tych, którzy prochu nie wymyślali, ale byli uczciwymi „wyrobnikami” dobrze, a czasem bardzo dobrze prowadzącymi drużyny. Odpowiedzialnych i wprost odwrotnie. „Pistoletów”, zachowujących się jak wojskowi kaprale, i tych (a przeważnie te), którzy byli dobrymi wujkami (i ciociami), do których można było przyjść, poskarżyć się, wypłakać.
Po co ten przydługi wstęp? Gdyby nie ostatnio negatywny (niestety) kontekst – powiedziałbym, że jesteśmy kolorowi jak tęcza. Łącznie z niewystępującym w tęczy kolorem szarym. Zrozumienie tego faktu jest dla wielu z nas, harcerskich instruktorów, niezwykle trudne.
Obserwowałem przed niedawnym zjazdem nadzwyczajnym wypowiedzi naszych instruktorów. Czytam też wywody druhów dyskutantów, którzy – nie, nie zamierzają pokazać naszej pracy, naszych sukcesów, nie mają potrzeby pochwalić się dokonaniami jakiejś grupy instruktorów, ukazać zwycięstwa nad ludzkimi słabościami – ale z lubością opisują w różnorodny sposób, jaką to my mamy słabą organizację.
Dlatego nie zdziwił mnie szum, jaki wywołała nasza tolerancyjna postawa w stosunku do osób nieheteronormatywnych. Ponoć taka postawa budzi w społeczeństwie powszechny protest i ZHP ma coraz gorszą opinię wśród rodziców. Jak się dowiedziałem, na niedawnym zjeździe nadzwyczajnym (nie dane mi było w nim uczestniczyć) pojawiały się także takie wypowiedzi.
To zadziwiające, jak łatwo nasi instruktorzy wpisują się w ów nurt krytykantów (a nie krytyków) ZHP. Bo wystarczy z trybuny zjazdowej lub z fotela, na którym się siedzi i pisze dyskusyjne uwagi na facebooku, po prostu zejść i pojechać na zbiórkę jakiejkolwiek drużyny. Być może prowadzonej przez druhnę – lesbijkę. I porozmawiać z rodzicami. Ich nie interesuje pan Biedroń bardzo interesująco wypowiadający się na zlocie w Gdańsku na wiele tematów, ich nie interesuje druh W., który apeluje do Prezydenta o ułaskawienie (druh W. został skazany za pedofilię, skrzywdził prawdopodobnie kilka dziewcząt w swym środowisku). Rodziców interesuje dobra zbiórka, interesuje biwak, obóz, fakt, że ktoś społecznie chce pomóc w wychowaniu ich dzieci. Rodziców interesuje, by drużynową czy drużynowym była osoba autentycznie spolegliwa. Czy nie zdajemy sobie sprawy, jak odległe od niektórych opinii wyrażonych na zjeździe jest autentyczne życie organizacji?
Na szczęście drużyna i drużynowy są najważniejsi. I rodzice, którzy chcą, aby ich dziecko wychowywało się w Związku Harcerstwa Polskiego. To takie proste.
Ech…