Słyszeliście kiedyś taki tekst? – Ja już nie mam na nic czasu, ciągle mi się zdarza, że na zbiórkę idę nieprzygotowany, ale daję sobie radę. – Albo taki: – Przecież się nie rozdwoję, komenda, komisja stopni i jeszcze szczep. Nie wiem, w co ręce włożyć, nie mogę przyjść na spotkanie do hufca! – Słyszeliście? Ja tak. I wydaje mi się, że jest to coraz częstsza nasza instruktorska codzienność. Podejmujemy się pełnienia kolejnej funkcji, bo nie mamy w hufcu kandydatów do zespołów, namiestnictw, władz, nie mamy po prostu kadry, na dodatek, jak wiemy, brakuje nam doświadczonych drużynowych.
Szukamy w hufcu, szukamy i… znajdujemy. Bo gdzieś obok nas jest jakiś „ktoś”, kto jeszcze przy okazji bycia namiestnikiem weźmie na swoje barki pracę w zespole wychowania duchowego, w komisji historycznej i zostanie na dodatek skarbnikiem w szczepie. Znajdzie się druh (albo druhna) wielofunkcyjny, który do czwartej funkcji dokłada sobie piątą. A jeżeli zaproponowana mu zostanie funkcja w chorągwi, jest szczęśliwy. Nigdy nie potrafi odmówić, po prostu powiedzieć „nie”.
Ale pomyślcie, jak tu być asertywnym, gdy w KSI brakuje harcmistrza, gdy nie ma kto reprezentować hufca na ważnej konferencji, a drużyna zostaje bez szefa i choć sam drużyny nie poprowadzę, to muszę, po prostu muszę zostać opiekunem niepełnoletniego drużynowego. No jak powiedzieć „nie”? A co zrobić, gdy jestem popularny w hufcu i zaczną się do mnie zgłaszać kolejni chętni, bym był opiekunem ich próby instruktorskiej? Jeżeli mam już czwórkę podopiecznych, to może i piątym, a może i szóstym mógłbym się zaopiekować. Wszak miło być lubianym wśród młodych.
Uff. Dość przykładów. Harcerstwo ma być dla nas, instruktorów, miejscem, gdzie realizujemy swoją pasję – bycia społecznym wychowawcą. A po latach – bycia wychowawcą wychowawców. Ale, co czasami mówię głośno, harcerstwo ma dla nas – instruktorów – być radością, przyjemnością, miejscem normalnej ludzkiej satysfakcji. Jeżeli funkcje nas przytłaczają, jeżeli w harcerstwie jesteśmy zestresowani, nie jesteśmy w stanie wywiązać się z przyjętych na siebie (wszak dobrowolnie) obowiązków, powinniśmy coś zmienić. Przecież nie może być tak, abyśmy działali byle jak, bez przyjemności, bez satysfakcji. Bo cóż to za radość poprowadzić przeciętny, słaby rajd lub nieprzygotowany obóz? Albo opiekować się przyszłymi instruktorami, wcale się nimi nie opiekując?
Zmierzam do jednego, bardzo prostego wniosku: podejmujmy się tylko takich zadań, które możemy zrealizować na piątkę. (Zauważyliście, że nie piszę „na szóstkę”?). A więc może lepiej prowadzić jedną drużynę niż dwie? Może lepiej opiekować się dwojgiem przyszłych przewodników niż piątką? Być bardzo dobrym członkiem hufcowej komisji rewizyjnej, niż pełnić w hufcu trzy różne funkcje? Czy harcerstwo nie będzie wtedy lepsze? I czy my nie będziemy po prostu szczęśliwsi?
Powiecie: – Będziemy mieli mniej drużyn, mniej zespołów w hufcu lub zespoły te będą mniejsze. Klęska! No nie! – Ale czy na pewno tak będzie gorzej? Przecież będziemy lepszymi instruktorami, mniej obciążonymi dodatkowymi zadaniami i będziemy szczęśliwsi. Po drugie – będziemy mieli lepszą organizację, a to jest warte każdych wyrzeczeń, nawet za cenę pozbawienia się siódmej i ósmej funkcji w ZHP.
nr 3/2019